Zjawisko masochistyczne

2011-04-15 17:55

Nie, to być nie może, ale jest jednak, że zdiagnozowanie własnych braków i ich wypełnienie sprowadza się do zdiagnozowania własnych zalet, osiągnięć największych i powodów do dumy i niezwłocznego ich wykreślenia z życiorysu, którego stanowią jedne z niewielu ozdób. Że kluczem do sprzedania się (cóż za brutalne i obrzydliwe określenie) jest wyrzeczenie się siebie i zapomnienie o sobie osiągniętym i pieczołowicie wypracowanym na rzecz przeobrażenia się w jakąś (żałosną z zajmowanego dzisiaj punktu widzenia) postać larwalną, niedorobioną, niedoskonałą i wręcz zawstydzającą, kiedy się o niej bodaj tylko pomyśli, ale za to jakże popularną i cenioną (?!) w świecie. Nie, to być nie może, ale jest, o zgrozo.

        Szczęśliwie stać nas jeszcze na piwo, bo czyż można się tak okaleczać z życiowych osiągnięć bez znieczulenia? Moja upragniona doskonałość, na ile mi się ją udaje osiągać, okazuje się poważną przeszkodą do życia w wersji podstawowej, ponieważ prawie nikt nie chce już być dzisiaj doskonały, prawie każdy woli myśleć, że nikt nie jest doskonały i w związku z tym pozwalać sobie na bycie coraz mniej doskonałym. Jak wiadomo, każdy do swego ciągnie i swoich szuka, a skoro 80-90% odbiorców mojego listu motywacyjnego nawet go nie rozumie, to naturalnie faktycznie za swoją mnie nie uzna. Mimo tej świadomości zadrżała mi ręka i poprosiłam kogo innego, żeby mnie poszatkował. Kiedyś bez najmniejszego poczucia winy umiałam robić sobie krzywdę na różne wymyślne sposoby, ale to było kiedy moja wartość była jeszcze prawie żadna, a teraz, kiedy już pewnej nabrałam i jestem dziełem wielu rąk, mam poczucie, że byłoby to złe. Widocznie potrzebuję jeszcze trochę czasu, żeby tymi wysiłkiem i wartością umieć wzgardzić.

Wyszukiwanie

Niech żyje wolność słowa!

Nie znaleziono żadnych komentarzy.