Wiek niewinności (przeminął)

2010-10-19 14:15

Ale to drzewo pochodzi jeszcze z dawnego lasu i ów gniew, któremu w przyrodzie na imię wicher, powywracał wokół niego wszystko, co doń należało – Sándor Márai, Żar.

Ktoś mi ostatnio powiedział, że nie wierzy w kapitalizm. Byłam tym szczerze zdziwiona, bo co jak co, ale kapitalizm wydaje się być uczciwy. A potem rozejrzałam się... Wszędzie tylko rozmaite barwne jak pawie synonimy dla wyrażenia: wypruwać sobie flaki za utrzymywanie poczucia beznadziei na nieco mniej rzucającym się w oczy poziomie. Mnóstwo porad, jak być przekonująco nieautentycznym, byle tylko osiągać cele (bo przecież jest się zorientowanym na cel, i to ten konkretny, o którym ktoś chce słyszeć – musi się być, więc każdy jest). Niestety, [...] mnie obchodzą TE cele. Radzą mi, jak być inną od wszystkich, a przecież wystarczy nie słuchać ich porad, żeby być... Zaczynam myśleć, że zmywanie podłóg jest zajęciem wartym rozważenia. Przynajmniej nie wymaga hipokryzji i innych jeszcze rzeczy... Nikomu by nadto nie przyszło do głowy (mam nadzieję) instruować mnie, w którym kierunku i z jaką prędkością mam zamiatać, żeby być efektywną i osiągać jak najlepsze wyniki :D. Przy odrobinie szczęścia dałoby się może słuchać w pracy literatury i wykładów, dzięki czemu natychmiast stałoby się to zajęcie wyjątkowo rozwijające :D. No previous cleaning experience is required (doświadczenie w sprzątaniu nie jest wymagane) – hahaha. To niesamowite, jak dalece sięga już ten wszechobecny absurd. Nie mogę uwierzyć, że co niektórzy życzą sobie jednak otrzymać CV przyszłej sprzątaczki... Prawie bym chciałabym zobaczyć, jak takie CV wygląda...

Czy sprzedam moją inteligencję do konstruowania narzędzi napędzających wszystko, czym w istocie niestety pogardzam, czy sprzedam moje ręce do zmywania podłogi w czyimś biurze, poniżenie jest nieuniknione. Z przykrością stwierdzam, że w razie konieczności wybiorę to drugie, byle tylko wszystko, o co tak troskliwie dbam, pozostało ocalone.

To było w 1920 roku, kiedy Wharton napisała, że Nowy York się zmienia i że kiedyś uważano to za wulgarne, żeby się ubierać w najnowsze osiągnięcia paryskich projektantów. Przeszłam się ostatnio po jednej, drugiej galerii w Liverpoolu... W kontakcie ze sztuką współczesną (nie licząc nielicznych wyjątków) odniosłam wrażenie, jakby artystom odjęło mowę. Niby coś mamy do powiedzenia, ale sami nie wiemy, co to właściwie jest. Jedyne, co bardzo wyraźnie zobaczyłam, to dezorientacja, uporządkowany geometrycznie mentalny chaos, nachalne staranie o wynalezienie czegoś nowego, które skutkuje tandetą, płycizną środka i miernością przekazu, uczyninego rozpaczliwym, wywołującego najprędzej współczucie. Jeżeli w ogóle są, postacie na obrazach często nie mają twarzy lub są namalowane/narysowane tak, by oddawać ogół, do bólu zgeneralizowane. Artyści naszego wieku malują coś powszechnego, co wszystkich nas poraża i topi, co nie ma, niestety, nic wspólnego z renesansowym pięknem dokładnego kształtu i szczegółu, zachwytem nad chwilą. Średniowieczną bogobojność zastąpiła trafna drwina, rozliczne sakralne elementy przeistoczyły się w wypaczone odrobinę wynalazki. Zrobiliśmy się wulgarni, jesteśmy. Pełni wątpliwości, zagubieni w przepychu i przez niego zgubieni, z wyobraźnią przypominającą dziuplę, którą wydrążyły nieuczciwość i marketing; wypchani jak misie dla dzieci hasłami głoszącymi pozytywne nastawienie i entuzjazm gramy w kółko tę samą przesłodzoną melodyjkę; wypchani jak trofea myśliwych – możnych tego świata – telewizyjnymi przedstawieniami, o których rozmawiamy przy stole, bo wiemy o nich więcej niż o sobie nawzajem... A jednak ciągle więcej jest tego, co nam należy, niż tego, na co zwyczajnie nie zasługujemy. (Heh, można by się czasem staroświecko uciec do wstawiennictwa św. Antoniego – od rzeczy zagubionych – w sprawie tej skormości i pokory, które to już dawno gdzieś nam się zawieruszyły...). A z drugiej strony marnotrawstwo – udane dzieła, które kiedyś same by się obroniły, pozostają nieobronione, zawrzeszczane pustymi sloganami.

"The difference is that these young people take it for granted that they're going to get whatever they want, and that we almost always took it for granted that we shouldn't. Only, I wonder―the thing one's so certain of in advance: can it ever make one's heart beat as wildly?" (Różnica jest taka, że ci młodzi ludzie wychodzą z założenia, że oczywiście dostaną, czegokolwiek chcą, podczas gdy my prawie zawsze wychodziliśmy z założenia, że nie powinniśmy. Tylko, zastanawiam się – ta rzecz, której człowiek jest z góry tak pewien: czy ona kiedykolwiek może przyprawić go o tak szaleńcze bicie serca?) – Edith Wharton, The Age of Innocence. Zawstydzająca dla ludzi naszej epoki książka o powinności i poświęceniu, które wynika z nieskończonego szacunku dla tego, co szlachetne.

Wyszukiwanie

Niech żyje wolność słowa!

Nie znaleziono żadnych komentarzy.