Stay hungry, stay foolish (Pozostań łaknący, pozostań nierozsądny)

2011-10-11 23:29

Dyskutujemy i dyskutujemy, odwlekając moment, w którym trzeba będzie zadecydować, co począć z tym pomysłem i tamtym człowiekiem. Są bowiem rzeczy, przez wzgląd na które miałoby się ochotę powiedzieć, że nie chce nam się w to bawić. Ale czy tak można? Coś mi powiedziało, że nie. I ja to powtórzyłam im innym. I ci inni niechętnie się ze mną zgodzili, bo wiedzieli w głębi serca, że nie można w taki sposób klasyfikować i odrzucać ludzi, odbierając im bezcenne szanse, nie siląc się wystarczająco na obiektywizm i sprawiedliwość.

Nie mam pojęcia, co się kłębi w drugich głowach, które przemówić o tym nie chcą albo się boją, albo nie mają czasu, albo nie mają nastroju, albo nie mają ochoty, albo nie mają pieniędzy, albo im właśnie niedawno zdechł kot… Najdotkliwszy aspekt mojej specyficznej głupoty i niepokonany polega na tym, że nigdy nie umiałam zlekceważyć tych drugich głów do końca, nigdy im nie umiałam odebrać myśli wszystkich, samym sobie ich pozostawić na wieki wieków w rzeczywistości ode mnie odległej i mnie pozbawionej, zakopać ich w masowym grobie rzeczy nieistotnych i zbędnych do szczęścia. No i mam za swoje, a razem ze mną mają za moje (utrapienie) wszyscy, którym zabieram wtórnie, próbując załatać to, co gdzieś strwoniłam na mniej lub bardziej „nieważne”. Bylem tylko zdołała opanować tę trudną dla mnie naprawdę sztukę – choć dla większości przedstawicieli rodzaju ludzkiego chyba prędzej naturalną tendencję – właściwego doceniania ludzi cennych, t.j. chcących funkcjonować w moim życiu wystarczająco, żeby się fatygować w celu wyrażenia tego), nim umrę. Inaczej byłoby to smutne, umrzeć tak głupią i tak niewdzięczną, uchodząc za wszystko przeciwne…

Wiadomo, że dawać trzeba wszystko, co można. Problem (przynajmniej mój) polega na tym, komu. Konsekwentne ignorowanie w tym względzie logiki czasem przynosi owoce wręcz zachwycające, czasem kończy się dla mnie cokolwiek źle, zawsze kończy się źle dla tych, dla których nic się w tej materii źle kończyć nie powinno (o rodzinie mówię). Czemu więc na tym jednym polu bycie wiernym logice jest dla mnie niemal nieosiągalne? Chyba dlatego, że trzeba tu w istocie dokonać smutnego wyboru między człowiekiem a człowiekiem, czyli przyznać każdemu jakąś wartość dla danego życia i tę ocenić. Chciałoby się zaś, żeby wszyscy ludzie byli tak samo wiele warci i na to samo wszelkie dobro zasługujący, tak więc postępuję, jakoby byli, bo czy i do mnie należą takie oceny? Szczęśliwie chyba nie…

Nie jest tak, że ludzie są równi na tym świecie. Nie jesteśmy jednakowo zdolni, przydatni, zabawni, zdrowi etc. Można za to pewnie powiedzieć, że się podobnie cieszymy i podobnie cierpimy. Jeżeli jednak jakakolwiek równość na tym świecie ma prawo bytu, to jest to chyba taka, że równie gościnnie każdego należy podejmować, równie życzliwie należy każdemu doradzać, równie cierpliwie każdego słuchać, równie hojnie każdego obdarowywać etc., innymi słowy, równie mocno każdego bliźniego kochać…

 

https://www.ted.com/talks/steve_jobs_how_to_live_before_you_die.html

Wyszukiwanie