Słucham w kółko

2010-05-27 09:17

Jak można słuchać przez calutki tydzień jednej piosenki?! Otóż można. Czasami tak jest, że jakaś melodia czy piosenka w całości lub fragmentarycznie (oczywiście wówczas słucham całości i tak, choćby chodziło o kilka sekund) przez sposób, w jaki piętrzą się w niej emocje, to, jak wybuchają, przez wielotorowe nakładanie się na siebie muzyki z ekspresją werbalną, niekiedy jeszcze (znacznie rzadziej) z ruchem scenicznym czy mimiką wokalisty, tonem jego głosu, wrzaskiem (uwielbiam krzyk w muzyce), tak idealnie współgra z moim duchowym nastrojem, że autentycznie się uzależniam. Nie mogę przestać, słucham tak długo, aż wydobędę z siebie wszystko, co dana piosenka pomaga mi uchwycić i wyciągnąć. Zwyczajnie potrzebuję jej jak kawy. Wprowadza mnie w odpowiedni trans i nie daje się z niego otrząsnąć, póki trwa. Wciąż nie jest jednak sednem sprawy, tylko środkiem. Potrafię tak bardzo zająć się tym, co robię, że nie zauważam, że ta piosenka leci w kółko, stąd też nie nudzi mi się, ale zauważam, jeśli mi ją ktoś wyłączy. Odczuwam po prostu na jakimś poziomie nieskończoną przyjemność z jej słuchania i odpowiedni dyskomfort, gdy jej nie słyszę, mimo że to ciągle nie ona sama jest przedmiotem mojej uwagi. Tak jakby słuchała jej tylko jakaś część mnie, podczas gdy reszta robi co innego.

Fakt, czasami to trwa długo, zanim wykorzystam piosenkę do końca, ale tygodnia zwykle nie przekracza :D. Przeważnie w konsekwencji postronni zaczynają darzyć nieszczęsną piosenkę płomienną nienawiścią, ja jednak słucham jej dalej. I po kilku dniach już mi jest głupio i wstyd, ale i tak nie mogę przestać jej słuchać. A potem nagle się kończy, jak ręką odjął, jakby spełniła swoją rolę, i mogę nie usłyszeć jej przez kolejne pół roku czy rok bez żadnej szkody.

Z drugiej jednak strony zdarza mi się tak zatopić w myślach, że zwyczajnie zapominam włączyć muzykę. Przypomina mi dopiero czyjaś uwaga, że strasznie tu cicho, i pytanie, czy mi to nie przeszkadza. Nie, poza opisaną wyrzej potrzebą słuchania konkretnej muzyki, kiedy to brak dźwięku jest czymś wysoce niepożądanym, „cisza” nie przeszkadza mi nigdy, ponieważ dla mnie paradoksalnie jest dosyć głośno. W moich myślach stale z kimś rozmawiam i naprawdę rzadko mam do czynienia z ciszą absolutną. Dlatego nigdy przenigdy się ze sobą samą nie nudzę, bo bardzo rzadko jestem rzeczywiście sama. I całe szczęście, bo jestem strasznie, strasznie męcząca i przebywanie wyłącznie ze sobą zaprowadziłoby mnie przedwcześnie albo do grobu, albo do domu bez klamek :D.

 

Wyszukiwanie

Niech żyje wolność słowa!

Nie znaleziono żadnych komentarzy.