Przeznaczenie, i.e. bycie do czegoś przeznaczonym
Czemu nie chcę? Ależ chcę, tylko czegoś dokładnie odwrotnego. Nie chcąc nikogo martwić ani zawodzić, cóż poradzę, że nic mnie nie obchodzą te rzeczy, na których wszystkim tak zależy? Nigdy o nie nie dbałam – pewnie trafiłam się taka dla równowagi w przyrodzie albo dla potwierdzenia reguły. Niech tak nie boli i nie dręczy, że z wielu rzeczy dobrowolnie rezygnuję – dla komfortu zmartwionych zapewniam, że są takie, z których nigdy nie rezygnuję. W istocie spełniam się do końca i nie sądzę, żebym przy tym marnowała jakiekolwiek z moich tzw. talentów – wręcz przeciwnie. Dajcie zatem żyć, bo i tak jest ciężko, a ja po prostu nie zamierzam żałować decyzji o pozostaniu przy życiu bardziej, niż muszę narodzin (ani jej odwoływać), stąd też wszystko, co robię, jest dobrze uzasadnione i prowadzi do celu. Po prostu cel jest inny – jeśli ktoś raczy dostrzec – niż może u większości populacji a nie stanowi to dla mnie powodu, żeby zaniechać zdążania do niego. Dodam, że nie każda decyzja o zostaniu była w moim życiu dobra, podczas gdy każda jedna o odejściu była zbawienna (nawet jeśli bolesna i odchorowana). W związku z tym proponuję, żeby dotknięci "bezsennością" wskutek mojej bezkompromisowej autorealizacji zamienili tę dotkliwą przypadłość na pogodne rozważania o tym, jak samemu postępować, żeby umierać bez żalu. Podpowiedź: ja nie będę oczekiwała, że będą podejmowali zgubne dla nich samych i wszystkich wokół działania. Odmiennie, założę, że jeśli nie rozumiem wyboru, a się przy nim upierają, to widocznie nie mam wszystkich danych, przez co nie mogę trafnie ocenić sytuacji. Ergo, najprawdopodobniej mają rację robiąc to, co robią.