Namaste

2014-03-29 23:26

Może mnie lubi ten biały królik, bo często go widzę; ja za nim z pewnością lubię podążać, w efekcie czego stale trafiam w dziwne położenia. Potem tylko coraz szerzej otwieram oczy ze zdumienia, jak korzystne się okazują, że znowu przyszło do mnie dokładnie to, czego właśnie bardzo potrzebowałam. Samo (?).

Początkowo starałam się to ignorować, ale żaden filolog długo przecież nie wytrzyma bez sprawdzenia znaczeń słów, których nie rozumie. W końcu ta próba ignorancji skończyła się więc tym, że tylko podkreśliła narastającą potrzebę zrozumienia. Internet jest pełen znaczeń i pokrewnych przekładów namaste (oraz etymologicznych objaśnień i wersji tegoż powitanio-pożegnania), z których przylgnęło do mnie następujące tłumaczenie: Bóg we mnie pozdrawia/rozpoznaje Boga w Tobie. Nie spodziewałam się wzruszenia, ale scisnęło mi to gardło. Chrześcijańskie Laudetur Iesus Christus… / …In saecula saeculorum jest także ładne, ale więcej w tym wspólnej sprawy niż miłości bliźniego. Pozdrowienie Hindi obezwładniająco dobitnie streszcza natomiast całą naukę chrześcijańską, będąc przekazem pełnym uniżonego poszanowania i miłości.

Wspaniale jest patrzeć, jak obcy sobie ludzie stają się grupą wykazującą cechy, przez które trudno ją do czegokolwiek przypisać. Wspaniałe to jest, że bliskość i miłość rosną tak błyskawicznie, iż bardzo długo nie ma potrzeby przedstawiania się. W żadnej grupie się tak nie czułam – na pielgrzymce nie, w kościele nie, w szkole nie, na studiach nie, w pracy nie, w rodzinie nie, z przyjaciółmi nie. To jest fantastyczna mieszanka wychowania fizycznego, filozofii, religii, etyki i rozrywki. Kalokagathia. W kościele katolików panuje jedność, ale tylko między jednakowymi. Wszystko inne jest mile widziane, dopóki dąży do tej jednakowości, a jak nie, to już się tylko za nas modlą, bo wyraźnie błądzimy... Yoga tymczasem rzeczywiście nie zajmuje się rasą, wykształceniem, wiekiem, stopniem sprawności, wyglądem, zarobkami, orientacją seksualną czy zbawieniem – przychodzą wszyscy a nikt nie wydaje się nie pasować…

Kiedy myślę o przyjemności, zdecydowanie nie ma w moim wyobrażeniu miejsca na masaż, ale mam zwyczaj chłonięcia nowych doświadczeń takimi, jakimi są mi przedstawiane, a na yodze można zostać dotkniętym, i to w najróżniejszy – zwykle niespodziewany – sposób. Oczywiście o tym nie wiedziałam, łatwo więc sobie (przynajmniej niektórym) wyobrazić, co przeżyłam, kiedy do tego doszło. Z czego jednak wciąż się nie mogę otrząsnąć to fakt, że ani razu nie przyprawiło mnie to o dyskomfort. Spytana o coś podobnego miesiąc temu powiedziałabym, że to nie do pomyślenia, tymczasem nic (poza fizycznym zgonem) nie jest przesądzone ani ostateczne. Wszystko trwa w danym stanie przejściowo, dopóki nie zdarzy się coś, co ów stan zmieni. Częściej sama jestem tą zmianą w cudzym życiu, ale kiedy ktoś jest nią w moim – uwielbiam. Niezwykle ubogacające inspiracje.

Wyszukiwanie