Middlemarch ("Śródmarcze")

2011-03-11 11:10

Nad ranem krew się polała a pani powiedziała, że tak rozepchać kanał przy takiej stracie dla tkanek mógł tylko facet. Przywitałam tę uwagę z uśmiechem, choć – ma się rozumieć – raczej myślowym niż ustnym.

Konieczność mówienia jak najwięcej w drugim języku skończyła się na mówieniu bez końca także w pierwszym. (Co za szczęście, że czasem chodzę spać. Niby na niezbyt długo, ale zawsze to wnosi w moją egzystencję trochę ciszy, za którą naprawdę przepadam, jakkolwiek wierzę, że może być trudno w to uwierzyć…).

Kiedyś te rozmowy były spokojniejsze, niepopędzane, nieograniczone zmianą dni w noce, wyłącznie kontynuowane... Teraz kwestie pędzą się wydostać a brzmią często jak kanon: druga zaczyna się jeszcze przed końcem pierwszej. Tak bardzo się niepokoją, że nie zdążą być usłyszane, zrozumiane. Niewykluczone, że najlepiej się rozumiemy, kiedy tylko patrzymy sobie w oczy, ale niestety nie możemy w ten sposób zrozumieć tego, co na bieżąco przeżywamy ani naszych wzajemnych spostrzeżeń związanych ze zdarzeniami, które nas dotykają. Za mało czasu na wyjaśnienia oznacza jednak często niezrozumienie – początek rozgoryczenia. I tu chyba trzeba przerwać, zanim zostanie się owładniętym przez tę niesprawiedliwą, ale nachalną gorycz, by zachować dobre wspomnienie, skoro z przyczyn zewnętrznych nie można utrzymywać dobrego wrażenia. I człowiek staje się człowiekiem sezonowym.

Dopóki ktoś nie wyrazi woli bycia moim nieprzyjacielem, traktuję go jak przyjaciela (w sensie dosłownym, nie jakieś frazesy), bo bym chciała, żeby nim był, i nie lubie się orientować, że nim nie jest, bo nie chce – czemu mi przypomina? Z dwóch stron tłumaczę się tylko ja, więc tylko ja jestem oceniana, więc tylko ja mogę być oceniona źle i tylko mną można wzgardzić… Tak sobie wybrałam? Wydaje mi się, że jedynie wybrałam być jakaś tam, ale przecież nie to, co mi będą wobec tego robić złego czy dobrego…

Nieznośne zakupy odbyły się z prędkością światła, co uczyniło je strawnymi. Weszłam tam, gdzie zawsze, założyłam pięć sztuk tego, co zawsze, niemalże jedna na drugą, wszystkie je kupiłam i wyszłam. Wszystko na ten temat. Kilka chwil zapewniło mi wygodę w tym zakresie na jakieś dwa lata, mnóstwo czasu na ważniejsze rzeczy zaoszczędzone. Życie z niewypranym reklamami mózgiem ma też jednak pewne plusy.

Zabrałam aparat, bo chciałam zrobić Warszawie jakieś zdjęcia, ale mieszkańcy miasta są ważniejsi od miasta, choć nie bardziej kochani…

 

 

But I'm just a soul whose intentions are good;

oh Lord, please don't let me be misunderstood.

[...]

I try so hard, so don't let me be misunderstood.

 

(Ale jestem tylko duszą z dobrymi intencjami,

ach, Panie, proszę, nie pozwól mi być niezrozumianą.

[...]

Staram się tak bardzo, więc nie pozwól mi być niezrozumianą).

 

Nina Simone, Don't Let Me Be Misunderstood: https://www.youtube.com/watch?v=bv2valQkzAs

 

 

Wyszukiwanie

Niech żyje wolność słowa!

Nie znaleziono żadnych komentarzy.