L'onde d'espoir. Ardeur de la vie (Fala nadziei. Żar życia)

2010-11-30 13:17

Najgorszą karą za urodzenie się jest konieczność kontynuowania życia, i to aż do śmierci, przy znikomych możliwościach zmiany warunków tej całej egzystencji. Sposób, w jaki ten świat funkcjonuje, po prostu mi się nie podoba... Chciałabym się tu lepiej czuć, ale nic na to nie poradzę, że tego nie lubię tak samo jak mięsa i za wysokiej temperatury. Naprawdę nie mam pojęcia, co ja tu robię...

Poznałam w Liverpoolu pewnego człowieka. Szkoda mi go serdecznie, bo znam już bardzo dobrze ten typ, i jemu jest chyba jeszcze intensywniej ode mnie źle w tych ziemskich strukturach. Mało spotkałam tak bystrych, miłych i znakomicie wykształconych ludzi, ale również nie za wielu, których by starcie z rzeczywistością doprowadziło do takiego wyglądu zewnętrznego... Straszne. To straszne, że on jest taki fajny, a tak fatalnie wylądował... Inna sprawa, że skończę podobnie, więc mnie to jakoś szczególnie dotyka.

Nie wyrażam na to zgody, chociaż mnie nikt nie pyta o zdanie. Nie chcę w tym uczestniczyć, a muszę to przynajmniej znosić. Budzi to we mnie złość i przypomina mi się wdzięczny cytat, zdaje się Einsteina: The difference between stupidity and genius is that genius has its limits (różnica między głupotą a geniuszem jest taka, że geniusz ma swoje ograniczenia). Nie wiem, jak można doprowadzić do sytuacji, w której nie da się sprawnie szukać/dostać pracy, bo sami pracodawcy to uniemożliwiają! Nie potrafię uzasadnić sensu takiego działania, w którym odbiera się aplikującemu możliwość złożenia aplikacji niemalże, a już na pewno w formie, w której on by się sam o sobie wyraził, traktuje się człowieka prawie jak na SOR, gdzie mówią na dzień dobry: Proszę tu nasikać, testuje się, skanuje i nie wiadom co jeszcze, jakby chodziło o jakąs wielką rzecz, bardzo odpowiedzialne zadanie, a tu raptem idzie o układanie produktów na półce równo, uśmiechanie się do wszystkich wchodzących do banku czy coś w tym guście... To jest po prostu w złym tonie.

Ale ad rem (do rzeczy)! Obecnie zazwyczaj mamy na stronie formularz do wypełnienia, który ma za debilne swe zadanie zastąpić tradycyjne CV. Oznacza to ni mniej, ni więcej tylko to jedno, że właściciel firmy postanowił nas zmusić do spędzenia niezliczonych jednostek czasu na wykonywaniu czynności kopiuj-wklej oraz odpowiadaniu na skandaliczne wręcz niekiedy pytania (bo kogo to, do jasnej cholery, obchodzi, z którą płcią mam ochotę sypiać, jakiego jestem koloru albo czy się urodziłam jako kobieta i tę postać utrzymuję prywatnie i zawodowo?!). Wszystko to ze spokojem ducha i opanowaniem pokornym zazwyczaj znoszę, ale trafił mnie dziś autentycznie szlag, bo po odpowiedzeniu na 82 czy 84 pytania quasi-psychologiczne (typu: Czy przychodzi Ci łatwo uśmiechanie się do ludzi?) i uzupełnieniu pewnych danych zapytano mnie, czy mam doświadczenie w czymś tam, a jak zaznaczyłam, że nie mam, bo akurat lekarstw nie sprzedawałam jeszcze, to cały mój dotychczas na to poświęcony czas zmarnowano, gdyż automat systemowy wypluł odpowiedź, że do tej pracy trzeba mieć doświadczenie. Nie można było przecież (btw. pytano, czy się kiedykolwiek przeklina, a skala odpowiedzi obejmowała: zdecydowanie się nie zgadzam, nie zgadzam się, nie wiem, zgadzam się, zdecydowanie się zgadzam), postawić tego pytania jako pierwszego? Ale to jeszcze nic. Jestem z natury naprawdę bardzo dzielna i wytrwała, więc odpowiedziałam na jeszcze trochę takich uroczych zestawów pytań, po czym nacięłam się znowu. Tym razem tak, że chyba jednak zostanę sprzątaczką, żeby uniknąć całego tego gówna rekrutacyjnego. Jest bowiem dla mnie nie do pojęcia, jak można stworzyć taki formularz rekrutacyjny, żeby dało się w nim sobie przez przypadek czy przeoczenie (a łatwo o to, jak się takie formularze trzaska non-stop i to właśnie głównie na zasadzie kopiuj-wklej) zablokować nieodwracalnie możliwość dodawania doświadczeń zawodowych! I byłoby dobrze, gdyby na tym koniec. Pomyślałam, że jak ktoś zrobił i uznaje tak absurdalny formularz, to ja tam pracować być może nie powinnam, zaczęłam więc szukać możliwości usunięcia tego niedoszłego w sumie konta z systemu rekrutacyjnego tych państwa, ale – ku mojemu wielkiemu zdziwieniu – okazało się to niemożliwe! Gdybym była kupą chrustu, spaliłabym się niechybnie natychmiast :). Samozapłon by to był.

Wyszukiwanie

Niech żyje wolność słowa!

Nie znaleziono żadnych komentarzy.