Kulturalnie

2011-05-31 22:13

Minęły już ze trzy lata, odkąd pierwszy raz dotarło do mnie coś tamtejszego bezpośrednio. Było to nagranie Supplication by Samy Yusuf (https://www.dailymotion.com/video/x3plyu_supplication-samy-yusuf_music). Nie widziałam. Usłyszałam tylko. I poczułam zazdrość. Dlatego, że oni są prawdziwie zjednoczeni w swoich przekonaniach i potrafią wzajemnie się wspierać, a my nie; w ogóle trudno wręcz powiedzieć, żebyśmy my mieli jakieś jeszcze przekonania, których udało nam się nie zbeszcześcić... Dlatego, że dla nich Bóg nie jest śmieszny i nie do wiary, a dla wielu z nas jest. Dlatego, że oni nie tylko traktują modlitwę poważnie, ale i potrafią się modlić. Dlatego, że jest coś urzekającego w ich pokorze i uniżoności, podczas gdy panosząca się pseudo-chrześcijańska pycha i głupota są niesmaczne i odstręczające. (Islam znaczy po arabsku pełne i bezwarunkowe podporządkowanie się boskiej woli, a muslimin znaczy ulegli). Dlatego, że naprawdę miło zobaczyć dojrzałego mężczyznę, który (nie będąc ze mną spokrewnionym) wierzy w Boga i uznaje świętą wartość rodziny, co w świecie chrześcijańskim – zdaje się – zaczyna być prawdziwą rzadkością.

Od fanatyzmu nie może być chyba wolne żadne wyznanie (wszelkie wynaturzenia bywają w naturze i są paradoksalnie naturalne), ale nie o fanatyzm mi chodzi, tylko o zdrową wiarę. Skoro jest na świecie wiele ras i większość świata wierzy, że jest jeden Bóg, to niby dlaczego nie miałby mieć ów Bóg wielu imion albo jednego imienia, które brzmi różnorako w różnych językach? Nawet książęta brytyjskie mają po wiele imion! O co te wojny? O ludzkie rzeczy: o władzę, o hegemonię. Bóg o to walczyć nie musi, bez względu na to, jakie jest Jego imię…

W każdym razie, ponieważ magicznym zrządzeniem losu gdzie bym się nie przeprowadziła, mam kościół rzymsko-katolicki w odległości nie większej niż kilometr od miejsca zamieszkania, do tego kościoła chadzam (jeśli w ogóle chadzam, bo miewam zastoje). Ale gdyby nie było, chodziłabym do takiego, który by był najbliżej, bo właśnie wierzę w jednego Boga, w związku z czym sądzę, ma jeden dom, co najwyżej w różnych budynkach… Może jestem heretyczką, kto wie, trudno, ale muszę szczerze powiedzieć, że czuję się dobrze wśród wszystkich ludzi, którzy się zdrowo modlą. To fanatyzm jest przerażający, nie wyznanie, w którym jest uprawiany… Że niby działalność księdza Natanka jest do przełknięcia, a zdrowi muzułmanie są be? Jakbym miała do końca życia słuchać jednej ze stron, to bym wolała tej ostatniej…

Poza tym kultura europejska lubi się z jakiegoś powodu odwoływać do Grecji i Rzymu, a do Arabów się nie lubi przesadnie przyznawać, co jest chyba typową dla niej niewdzięcznością, bo przecież mnówstwo rzeczy zawdzięczamy właśnie muzułmańskim wpływom.

W każdym razie tak jak niesprawiedliwym jest osądzanie chrześcijan po „dokonaniach” papieży morderców i słuchaczy radia Maryja, czuję, że nie wszyscy muzułmanie wysadzają się w powietrze w imię boże. To pisząc, postanowiłam chyba przyjąć zaproszenie do pewnego muzułmańskiego domu w poszukiwaniu własnego niemedialnego i unikalnego doświadczenia, którego nie da się nijak zafałszować.

Ubiegając reakcje niepożądane, nie trzeba dawać za mnie na msze (ministrantom na szlugi…) opasłym księżom diecezjalnym ani wydawać ciężkiej kasy na zagraniczne połączenia w bezpodstawnych obawach: nie zmieniam wyznania, tylko idę kulturalnie poznać lepiej (i dać lepiej poznać) nieznane.

Wyszukiwanie