Inkubator

2012-08-26 21:11

Miała rację, że nam się już nie uda. Dokonując wyborów, o których wiedziałam, dokonałam kilku takich, o których nie wiedziałam. W dodatku nie ja jedna. Zapada między nami coraz dłuższa cisza; dotkliwa, ciężka. Słyszę ją każdego dnia, ale nie zwalczam – przetwarzam; traktuję jak jej głos. Nie jest treściwa, więc staram się nie domniemywać i nie wyobrażać sobie, co zawierałby raport, gdyby go był czas napisać. Próbuję – jakkolwiek absurdalnie to zabrzmi – wytwarzać wsparcie i zachować stan emocji, w którym się rozstałyśmy. Wytwarzam próżnię. W ten sposób moja miłość się nie starzeje i nic jej nie grozi. Czeka.

Ale nie każdy czeka i nie jestem pewna, czy/które farsy należy utrzymywać. Kiedy ani nadawca nie chce nadawać, ani adresat odbierać, może czas zacząć oszczędzać na czasie bodaj? Czyżby naprawdę nie dało się komunikować rzeczy na czas? I to przy całej tej technice rozwiniętej w celu ułatwienia kontaktu (hipnotyzujące!)…

Kocham moją (wszelką) rodzinę, ale (w większości wypadków) to wszystko. Wyłącznie kocham moją rodzinę. Kocham moich niektórych fałszywych przyjaciół, niektórych moich wrogów (?) i niektórych moich lepszych znajomych, ale nic więcej. Miłość jest głęboka i czysta, lecz nie wystarcza, żeby wybierać wspólne spędzanie czasu i przeżywanie życia od innych rzeczy z innymi ludźmi. W istocie wolimy inne rzeczy, wobec czego być może moglibyśmy to sobie wzajemnie przebaczyć i żyć dalej życzliwie, ale niemo i ślepo? Gdzie nie ma potrzeby bycia blisko, można się przecież trzymać z dala, co – o ile dobrze rozegrane – nie musi sprawiać bólu ani powodować obrazy…

Wyszukiwanie