Co nagle, to po diable vs nowoczesne techniki sprzedaży

2010-05-29 14:23

Liverator wpadł przedwczoraj na pomysł, że może byśmy tak zmienili samochód. Przystałam na to z ochotą, gdyż mimo sympatii do posiadanej marki, obecny samochód jest dla nas stanowczo za duży. Za pieniądze wykładane na jego utrzymanie moglibyśmy mieć wakacje. Wybraliśmy się zatem nazajutrz do najbliższego dealera samochodów używanych, bo chyba wolimy zmieniać częściej używane niż rzadziej nowe. Przywiązywanie się do rzeczy materialnych jest zresztą wskazane (jeśli kiedykolwiek) tylko wtedy, gdy chodzi o dom rodzinny i „zakładany”.

Na miejscu rozegrała się scena, jakiej nie zdarzyło mi się dotąd nawet oglądać, o uczestnictwie nie wspominając. Otóż pan nam wszystko pokazał, zaproponował jazdę próbną etc., z czego skorzystaliśmy z przyjemnością. Poprosiliśmy też o wycenę i przedstawienie nam oferty, na jaką moglibyśmy liczyć z ich strony, gdybyśmy się zdecydowali. Wszystko to zrobiono, przyniesiono nam i objaśniono, więc podziękowaliśmy i chcieliśmy już sobie iść. Co najmniej ja robiłam się głodna, a żadne z nas nie lubi tych marketingowych gadek-szmatek. Ale odejść nam tak łatwo nie dano...

 Ponieważ (?) hasłem firmy jest: „Buy a car and drive away today” (kup samochód i odjedź nim jeszcze dziś), czy jakoś tak, przywiązano się chyba niebezpiecznie do myśli, że my tym nowym autem naprawdę odjedziemy... Większości normalnych ludzi pewnie nie mieści się w głowie, że można podjąć taką decyzję w tak nieprzemyślany sposób, ale wygląda na to, że w Anglii ludzie tak postępują, skoro przekonanie sprzedających było tak silne.

Abstrahując od stopnia korzyści odnoszonych na odjechaniu wczoraj ich samochodem (a nie żeby nam tak znowu dawali ten samochód za darmo), nie wchodziło to przecież w grę ani przez moment, choćby dlatego, że jak się człowiek spieszy, to się diabeł cieszy :P. Pan miał jednak problemy ze zrozumieniem naszej zdroworozsądkowej postawy, przekonać nas nie dał rady, więc zawołał lepiej wyszkolonego w robieniu ludziom wody z mózgu kolegę. Był wytrenowany, trzeba przyznać, ale i on przegrał bitwę ze słowiańską logiką wydawania pieniędzy. Pogodzenie się z tym faktem nie przyszło mu chyba zresztą łatwo... Negocjowałby do upadłego, gdybyśmy mu dali. Notatek sporządzonych na firmowym papierze nie pozwolono nam (za karę?) zabrać, wręczając jednocześnie wizytówkę, żebyśmy nie mogli, rzekomo, pokazać innym dealerom ich propozycji (choć dotyczyła ona konkretnych modeli samochodów w konkretnym stanie, co na tym papierze nie było napisane, więc nie miał on raczej żadnego znaczenia), ale nic – zapamiętaliśmy tę ofertę wzrokowo zatem i w lekkim szoku opuściliśmy to miejsce z milczącym przekonaniem, co najmniej ja, że tam nie wrócimy.

                Czy choćby ludzka przekora naprawdę  nie gwarantuje porażki tego typu postępowania z klientem? Nikt mi przecież nie będzie mówił, że jest ze mną szczery, więc że do niego z pewnością wrócę, bo każdy sprzedawca będzie robił to samo co on. Wiem przecież dobrze, co mi robi sprzedawca. Poza tym, nikt nie będzie wywierał na mnie presji, żebym kupiła od niego cokolwiek, chyba że nie chce, żebym to kupiła. Czy jest naprawdę aż tak wielu idiotów na świecie, na których działają tanie chwyty marketingowe, że wciąż się je stosuje???

                Liverator powiedział, że następnym razem, mając to doświadczenie w pamięci, tak poprowadzi rozmowę, że na koniec sprzedający zapyta, czy chce u nich pracować :D. Może nas jednak zechcieć uprzednio wyprosić, bo ja następnym razem (choć oby nam się więcej nie przytrafiło) pomogę mu sobie uprzytomnić, że mamy własne mózgi, które szanujemy, stąd też uprzejmie go prosimy, aby nie starał się zastąpić ich swoim...

 

Wyszukiwanie

Niech żyje wolność słowa!

Nie znaleziono żadnych komentarzy.