Bigger than us (silniejsze od nas)

2010-11-26 14:24

Maltretowanie psychiczne nie różni się od fizycznego niczym z wyjątkiem tego, że nie jest widoczne na pierwszy rzut oka. A co jeśli się było torturowanym przez kogoś, kto być może nie był w pełni świadom, że katuje? Trudno to racjonalnie wyjaśnić, bo nie było w tym za grosz zdrowego rozsądku, ale nie robiłam klasycznego rozróżnienia na dar pożądany i niepożądany, tylko brałam wszystko (mimo potężnego ładunku negatywnego) i dawałam wszystko (mimo braku ładunku negatywnego, który powinien był się pojawić i powinien był mnie obronić) – w końcu miłość πάντα στέγει, πάντα πιστεύει, πάντα ἐλπίζει, πάντα ὑποµένει (omnia suffert, omnia credit, omnia sperat, omnia sustinet – wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma), I Cor 13:7, tak? Nie umarłam ani się nie zabiłam – punkt dla mnie, siebie jednak przegrałam z tym niezdrowym zjawiskiem – punkt dla tegoż. Rozpadłam się ostatecznie nie przez to, że ktoś mnie niszczył (bo tak sądziłam), tylko dlatego, że postanowiłam dać się zniszczyć, skoro ktoś nie postanowił mnie oszczędzić (bo tak sądziłam). Nie należało tak nigdy myśleć, tylko to zakwestionować, zanegować i obronić się samej. Przecież wiedziałam, że to nie była prawda, a jednak cudzy niesprawiedliwy sąd o mnie był bardziej bolesny, niż moja znajomość prawdy niezachwiana.

Niestety post factum, zupełnie przypadkowa osoba nagle (nieświadomie) mnie oświeciła. To było jak kubeł lodowatej wody, która jest tak zimna, że w pierwszym kontakcie wydaje się, że wręcz parzy; albo jak gigantyczny sopel, którym jednocześnie przeszyto mi płuco i pogłaskano mnie po policzku. Udawałam, że to oczywiste, ale nie mogłam uwierzyć, że nigdy nie wzięłam tego nawet pod uwagę. A jednak to sprowokowane, obezwładniające przyciąganie było jak ciężka, wzorzysta kurtyna, która skutecznie przesłoniła mi okoliczności przyrody, może nawet motywy licznych zachowań, może nawet i samą przyczynę tego... niestosownego zainteresowania.

Zrozumiałam w ułamku sekundy, co się przez ten cały czas działo i że to, dzięki czemu znam strach, który czuje zasadniczo bity, ale czasem głaskany pies, prawdopodobnie nie było okrucieństwem, tylko echem cierpienia. Nie zdziwiłabym się, gdyby było w większości niekontrolowane. Raczej we mnie nie mierzono, tylko ugodzono niechcący, ot, akurat się napatoczyłam – a to pech... Pewnie trzeba było zejść niezwłocznie z linii ognia, ale pierwszy pocisk przybił mnie do tej drogi na dobre. Zresztą, jeśli się kiedyś odwróci, zobaczy, że chyba czekam tam jeszcze.

Może nawet nie wiedział, jak dobrze był uzbrojony i jak skutecznie mnie zwalczył tym orężem. A przecież cały mój ból był żartem i pomyłką, efektem ubocznym czegoś, w czym w ogóle nie chodziło o mnie. A jednak około czterdziestu, może pięćdziesięciu osób musiało mi pomóc, czasem kosztem własnego dobra niestety, żebym to w ogóle przeżyła. Jakby pochował mnie żywcem pod olbrzymią górą kamieni, którą ci ludzie pomogli mi jakoś rozebrać. Jeden z nich powiedział mi w końcu surowo, bezapelacyjnie, że on po prostu [...]. Usłyszałam to, ale chyba nie mogłam jeszcze wtedy naprawdę zrozumieć...

Wciąż mam w żyłach jad tamtych wypowiedzi – równie dobrze mógłby mnie naprawdę gryźć. Czasem zaskoczona orientuję się, że nadal działa ta trucizna, którą piłam wtedy jak wodę.

Jakieś siedem lat później nie wytrzymałam, odłożyłam łacinę i przeczytałam książkę, którą napisał ktoś taki jak on, rozmawiałam z ludźmi, którym się przytrafiło coś podobnego jak jemu i jak mnie (dzięki Ci, Boże, za czaty!), a także pochłonęłam wszystko, co znalazłam, o współuzależnieniu. Już nie szukałam wiedzy w tych materiałach, chciałam się właściwie tylko upewnić, że się nie mylę.

Warunkiem do wystąpienia zjawiska współuzależnienia nie jest pokrewieństwo ani materialne korzystanie na co dzień z tej samej przestrzeni życiowej. Są też inne przestrzenie w ludzkim życiu, np. płaszczyzny myśli i emocji, które mogą być równie silnie eksploatowane. W każdym razie to nieszczęsne zjawisko zachodzi wtedy, kiedy jeden człowiek zatraca, neguje siebie, odmawia sobie własnego dobra w wariancie nawet najbardziej podstawowym w imię czy dla, czy z uwagi na zdanie kogoś drugiego. Otóż, niestety, można uaktywnić zespół wszystkich symptomów współuzależnienia, jeśli się jest na to podatnym, zwyczajnie wchodząc w bardzo bliską relację z uzależnionym (nota bene, związek na całe życie, niebywale trwały, właściwie to nierozerwalny). Jedyna różnica jest taka, że etapy, w których normalnie członkowie rodziny adaptują się do nowej sytuacji, nałogu mianowicie, są trochę inne. Trochę tak, jak gdy przynosimy do domu zapchlone zwierzątko, a potem je komuś dajemy – zwierzątka już nie ma, pchły zostały, więc sami stajemy się żywicielami... Tak więc różnica polega na tym, że zostaje się po prostu samemu z bardzo poważnym problemem. I tu mogą się stać różne rzeczy. Niekiedy to jest moment, w którym należałoby powiedzieć: Witamy w kolebce nerwicy.

Ale jeszcze jedna ważna rzecz. Współuzależnienie jest, powiedziałabym, zespołem nieprawidłowych reakcji, wieloelementowym zaburzeniem, które nie musi się ujawnić koniecznie w kontakcie z osobą uzależnioną od czegokolwiek – to może być po prostu znacznie silniejsza osobowość od naszej, która z jakiegoś powodu zyskuje naszą bezapelacyjną aprobatę.

 

 

Bigger Than Us by White Lies, potem przetłumaczę (resztę):

 

You took the tunnel route home                      Wybrałeś drogę do domu przez tunel
You've never taken that way with me before    Nigdy wcześniej nie jechałeś nią ze mną
Did you feel the need for change?                   Miałeś potrzebę odmiany?
[…]

Love flickered in the city of lights,                  Miłość migotała w mieście świateł
[…]


I don't need your tears                                 Nie potrzebuję twoich łez
I don't want your love                                   Nie chcę twojej miłości
I just gotta get home                                    Po prostu muszę się dostać do domu

And I feel like I'm breaking up, and I wanted to stay
Headlights on the hillside, don't take me this way
I don't want you to hold me, I don't want you to pray
This is bigger than us

You went where the horses cry
You've never taken that way with me before
Did you feel the need for change?
Guilt smeared across your lips
I was tired and cold from the window
You're cold, nothing has changed

I don't need your tears
I don't want your love
I just gotta get home

And I feel like I'm breaking up, and I wanted to stay
Headlights on the hillside, don't take me this way
I don't want you to hold me, I don't want you to pray
This is bigger than us

And I feel like I'm breaking up, and I wanted to stay
Headlights on the hillside, don't take me this way
I don't want you to hold me, I don't want you to pray
This is bigger than us

And I feel like I'm breaking up, and I wanted to stay
Headlights on the hillside, don't take me this way
I don't want you to hold me, I don't want you to pray
This is bigger than us

Wyszukiwanie

Niech żyje wolność słowa!

Nie znaleziono żadnych komentarzy.