Błąd fundamentalny

2011-04-20 23:29

Dlaczego człowiek jest tak dogłębnie przejęty tym, czego mu nie dano, i samym w ogóle faktem, że czegoś mu śmiano nie dać i nie dość był zabawiany, iż mu nie starcza pamięci operacyjnej, żeby sobie zdać sprawę, że sam nie dał z siebie nic i w sumie nic pozytywnego do życia drugich nie wniósł? Postawa względem każdego drugiego człowieka wyjściowo powinna być wprawdzie najlepsza z możliwych, ale wszakże się różnią reakcje zwrotne, prawda? A w związku z tym, powstają zależności, zażyłości i zobowiązania wobec jednych i siłą rzeczy brak tego wszystkiego wobec innych. Naturalnie byłoby cudownie, gdyby doba trwała w nieskończoność i był czas na zachowywanie się wzorowo i z równym oddaniem względem wszystkich, ale przecież ona ma te 24 godziny (i ani minuty dłużej nie trwa) i nie można, chcąc być uczciwym, poszkodowywać ludzi, względem których ma się zobowiązania, na rzecz tych, którzy sobie tych zobowiązań nie wyrobili, nie wdając się w głębszą znajomość… Jakże więc człowiek spośród tych ostatnich może uważać, że wszystko najlepsze mu się należy i ma prawo wygryzać co i raz innych z cudzej uwagi?

        Wszystko to były pomówienia i bzdury, które urosły na błędnej interpretacji i roszczeniowej, choć nieuzasadnionej, postawie, ale jedno zdanie zwróciło moją uwagę i zaczęłam się zastanawiać, czy mam jakieś dobre wspomnienia. Na drodze wnikliwej ekspertyzy doliczyłam się dwóch zabawnych sytuacji na taką rozpiętość czasu… Jak to jest zatem możliwe, że w tamte myśli nie zaplątało się nigdzie pytanie, czy na pewno tego nie spowodowałem, czy na pewno nie mam z tym nic wspólnego i – co najważniejsze – czy na pewno mam prawo oczekiwać, czego oczekuję? Skąd pomysł, że można źle o kimś myśleć i mówić, nie dbać ani trochę o kontakt z nim, a jednocześnie spodziewać się, że ta osoba będzie do nas nastawiona jak do najlepszego przyjaciela? Czemu nie widać, że mimo że się nie należy, zachowuje się tak jednak w 80%, i wciąż nie stać, żeby jej podarować chociaż te 20% na odrobinę egoizmu? Czemu nie przychodzi do głowy, że tak jak się przykrość odczuwa, tak też się ją sprawia i że każdy ma prawo reagować na to odczucie jak chce, a nie jak to przewiduje cudzy plan? Gdzie jakaś autorefleksja? Dokąd poszła empatia?

 

Z drugiej strony ja dziś kogoś na przykład przeprosiłam za nieumiejętność ukrycia tego i owego, przez co pewnie cudzy wesoły nastrój parę razy niechcący stonowałam…

Wyszukiwanie

Niech żyje wolność słowa!

Nie znaleziono żadnych komentarzy.