Ἐναλλαγή (czyt. enallagé - zamiana)

2011-07-04 18:41

Jakie to dziwne, że podczas gdy mnie więzi i obezwładnia piękno drugiego człowieka, kto inny (zwłaszcza bliski!) nie tylko pozostaje na nie całkowicie obojętnym, ale wręcz nim może gardzić! Ostrzega mnie (choć raczej przede mną niż przed nim, chyba o tym zresztą wiedząc). Lecz nie rozumie, nie będąc nami, nie mając naszych doświadczeń. Tak bardzo indywidualne jest rozumowanie.

Urzekał mnie kiedyś powab cudzego ciała, ożywianego przez tę zachwycającą duszę, której poruszenia zaczęłam widzieć w prostych ruchach rąk, przez co chciałam być blisko nich. Tego już nie ma, gdyż przestałam obserwować ciało, albo może raczej przestałam je w ogóle widzieć. Ale czy to źle? Nie, to wspaniale. Po tylu latach, nareszcie (nareszcie!) jesteśmy wolni od tych przytłaczających żądz i możemy śmiać się razem nie ładnie, ale niewinnie z zabawnych rzeczy. Od tak dawna czekałam na ten czas. Mówię Ci, od tak bardzo dawna! I wreszcie jestem oto sobą w postaci, o której myślałam tamtego minionego dawno dnia. Myślę i czuję, co tamtego dnia sądziłam, że będę myślała i czuła. To, jak wyglądały i były odczuwane splecione dłonie, nie ma już żadnego znaczenia – fala czasu pełnego wyborów zabrała je w takiej konfiguracji na zawsze. To, że one się już na sobie nie zaplotą, nie budzi żadnych emocji, ani nawet żalu, i jest jeszcze mniej ważne, kiedy pierwszy i najbardziej istotny, prawidłowy cel tych relacji – który niezdarnie zamaskowałam w cudzych oczach – w końcu może się realizować bez historycznych przeszkód. Nareszcie. Zestarzeliśmy się nareszcie, na szczęście.

Wyszukiwanie