Świtanie

2011-08-08 10:05

Wybór? Wybór. Dokonuję takiego a takiego oczywiście, a potem stwierdzam z zaskoczeniem, obserwując innych, że wyraźnie nieoczywisty musiał być ten mój.

Są ludzie lubiani, którzy przyprawiają mimo wszystko o dyskomfort, i tacy, którzy sprawiają, że czujemy się swobodnie. Tych ostatnich, o podobnym lub podobającym mi się stylu bycia i wykazujących zbliżoną hiperaktywność z wyglądającymi znajomo skutkami ubocznymi, spotykam mało, toteż tym bardziej mnie cieszy moje ostatnie odkrycie towarzyskie. Już prawie zapomniałam, jak to jest miło, kiedy wino nie jest niczym małe bóstewko i główny gość na spotkaniu, tylko stoi grzecznie w kącie i czasem ktoś sobie o nim przypomni, jeśli akurat nastanie jakaś refleksyjna pauza w wypowiedzi… Jak miło być tak zaabsorbowanym rozmową, żeby nie potrzebować i wręcz nie chcieć do niej żadnych dodatków z półki wyrobów tytoniowych, ani też spod tej półki…
Trzeźwe boleśnie rozmowy do bladego świtu prowadzić zawsze lubiłam – świt jest zresztą tak wyjątkową porą dnia…

Strasznie mi jest z tego powodu wszystko jedno, że mnie nie lubisz – niesie się ostatnio z oczu do oczu po internecie, tylko że nie jest to zazwyczaj prawda. Właśnie że ludzie wolą być lubiani niż nielubiani i właśnie że ich to zwykle bardzo obchodzi, kiedy nie są, co podkreślają, zapewniając, jak bardzo im to obojętne. Dziwi mnie tylko, że niechętnie i rzadko podejmują wysiłek uczynienia z siebie milszych towarzyszy. Czy można sobie wyobrazić bardziej egoistyczną postawę, niż: No źle ci ze mną, bo jestem nieznośny, ale kochaj mnie mimo wszystko takim, jakim jestem? A może by tak: Lubię cię, więc powściągnę moje wady, żeby miło ci było przebywać w moim towarzystwie? (Mówią o tym niekiedy w kościele, ale czy tam kto bywa jeszcze?). Tymczasem tak samo jak na wygodne życie trzeba sobie zapracować, tak i na uznanie, na miłość i przyjaźń mające trwać. Miłość instant nazywa się zakochaniem czy zauroczeniem i może być silna, ale zwykle się szybko kończy, jeśli określone czyny i postawy nie sięgną głębiej i nie zdobędą jej nieśmiertelnych uczuć.

Zły to jest wybór, moim zdaniem, nie dawać ludziom szansy, nie dawać ludziom mnóstwa szans, zanim się ich skreśli. Jeszcze gorszy to jest wybór, gdy się samemu potrzebuje akceptacji, nie dawać ludziom szansy z powodu zafiksowania się na sobie cierpiącym przez coś, co do nas trafiło i utknęło w środku. Cierpienie jest procesem zbliżonym do trawienia – od tego się rośnie. Rzeczy różnie wyglądają w różnym świetle, toteż warto je na nie rzucać często, w rozmaitym natężeniu świadomie i celowo…

Czy można wzrosnąć w akcie przedwczesnego wycofania się? Przypuszczam, że nie. Czy można wzrosnąć w akcie przedzierania się przez chaszcze w poszukiwaniu porozumienia? To nie musi być przesadnie przyjemne, ale za to nie da się przy tym uniknąć wzrostu w zakresie dojrzałości społecznej, emocjonalnej i duchowej. Ta wiedza i umiejętność są jednak dla wytrwałych i odważnych, tak samo jak wiedza książkowa jest dla wytrwałych w bezsennym skupieniu i wystarczająco odważnych, żeby zaryzykować dla niej życie, które się rozgrywa i ucieka za oknem. W sobie jest zawsze bezpiecznie, ale czy na pewno zawsze fajnie?

Wyszukiwanie