"Pyszności"

2010-08-17 23:44

Przez wiele lat sądziłam, że kościół żywy można zobaczyć tylko na pielgrzymce, i to nie od zewnątrz z samochodu zirytowanego kierowcy, bo mu raz na ruski rok o świcie pielgrzymka wydłuży stanie na światłach, ale od strony dorastającego mózgu na obolałych nogach pokrytych asfaltówką (jak się idzie całe dnie po asfalcie w upał można dostać uczulenia), ledwo powłóczących po jezdni czy po polnych, kamienistych drogach, w zszarzałych od piachu skarpetkach wypełnionych fioletowymi od gencjany stopami. Nie drugiego dnia, ale każdego z dziesięciu. Nie w piosenkach, ale licznych oddechach i szuraniu butów, w chwilach ciszy i ciszy pozornej, kiedy mozna zrozumieć, czym jest wspólnota. Całe życie konsekwentnie trzymałam się z dala (na olbrzymią odległość) od wszelkich zgromadzeń przykościelnych, a nawet (z jednym czy dwoma wyjątkami) od zadawania się z ludzmi gorliwie w to wszystko zaangażowanymi. O ile w Polsce miałam do tego (chyba) uzasadnione powody, o tyle w Anglii nie mam żadnych. Zniknęły wszystkie argumenty przeciwko. Przynajmniej w miejscu, do którego trafiłam, chrześcijaństwo jest dokładnie tak proste (i tak trudne), jak być powinno, tzn. ludzie są dla siebie rzeczywiście przyjaciółmi. Nie to że dla Ciebie mili – postępują jak przyjaciele, autentycznie starają się (od księdza po parafianina czy parafiankę) wcielać w życie Ewangelię, czyli wychodzą naprzeciw potrzebie, zanim jeszcze zostanie werbalnie wyrażona. Przyglądają się uważnie, więc ją dostrzegają. I tak często mówią: Hope it helps (mam nadzieję, że to [sc. co robię] pomocne) i: Sorry I can’t be more helpful (przykro mi, że nie mogę być bardziej pomocny/pomocna). Zawstydza mnie doświadczanie tego, ale szczerze cieszą obserwacja i uczestnictwo. Proszę zatem nie mówić, że brytyjska uprzejmość jest pusta – jak wszędzie, po prostu zależy, dokąd się trafi i z kim się rozmawia.

Ach, a popaść w pychę jest tak łatwo, pogrążyć się w niej jeszcze prościej! Na którejś takiej pielgrzymce pewien ksiądz powiedział kiedyś, żebyśmy sobie nie myśleli, że jesteśmy jacyś lepsi, że w niej idziemy, bo właśnie może jesteśmy gorsi, słabsi i w potrzebie, skoro w niej idziemy. Z perspektywy czasu stwierdzam, że było w tym 100% prawdy i racji. Było warto tu przyjechać choćby tylko po to, żeby sobie o tym przypomnieć...

Wyszukiwanie