Wydarto i zdziwiono się że nie ma
wydarto mi serce, a po latach dziwiono się, że go nie mam.
widać moja fikcyjna rekonstrukcja
(sklecona z ideałów i szczytnych wartości
wyuczonych od bohaterów książek wobec rażącego braku realnych nauczycieli)
jest nie dość żywa, nie dość ludzka,
słowem – niezadowalająca.
może nawet postawią mi z tego tytułu na grobie lutrofor.
nie wierzono we mnie, lecz dziwiono się potem, skąd ta moja niewiara
w siebie.
z drugiej strony, cóż za niewiarygodne właśnie zjawisko, że ktoś może mnie kochać!
czyżby samobójca?
iluż jest teraz nienormalnych ludzi na świecie, doprawdy!
musi być coś nie tak z tym człowiekiem.
dowodem wartości są kolejne dokumenty i dyplomy –
oto rzeczywista miara człowieczeństwa
i faktu, że czas, życie i pieniądze nie zostały zmarnowane.
nie ma znaczenia, jakim sposobem osiągniesz te stopnie:
wszyscy tak chcą Twojego dobra, że nikogo nie obchodzi, jaką za nie zapłacisz cenę,
lecz jest ważne to tylko,
byś je miała.
nienormalność zaś obiawia się inaczej.
tydzień, którego kulminacyjnym punktem nie jest
oczekiwanie na piątek
nie jest
normalny.
podczas gdy niektóre nazwiska po prostu
nie mieszczą się
w zbyt wąskich polach tabeli na kartce,
którą w imperatywie podsuwa ich nosicielom instytucja,
do podpisu
jak jakiś pieprzony cyrograf.