Wodospad peryfrastyczny

2015-08-04 22:16

Spotkałam kogoś jak wodospad. Nadal nie wierzę w takie zjawiska, więc i tym razem bezwiednie próbowałam zatrzymać tę jego wodę. Temat był fascynujący, stąd szukanie granicy jego cierpliwości nie było trudne – w przeciwieństwie do znalezienia jej… Moja zachłanność wygenerowała mu niestety spory czysty koszt, więc stworzyłam kilka możliwości uniknięcia go bez konsekwencji. Potem patrzyłam już niemo, jak ten peryfrastyczny człowiek nie tylko nie wykorzystał żadnej z danych okazji do komfortowego olania mnie w mojej zupełnie nieistotnej sprawie, ale wręcz przejął troskę i staranie, żebym dostała, co chciałam, tylko dlatego, że chciałam. WOW! Tyle w sumie wystarcza, poszło jednak dalej i wyszło przewrotnie, bo miałam zamiar poświęcić mu uwagę, a skończyło się tak, że sama jej potrzebowałam. Zawołałam go oczywiście naiwnie, bez świadomości bycia w potrzebie pogotowia ratunkowego, ale wysłuchał to we mnie, i to tak, że poczułam się usłyszana (co prawie nigdy się nie zdarza). Nie zmył się, choć miał najlepszy z wyobrażalnych powodów i chociaż nie jestem dla niego ważna. Perfect H2H, poczułam się, jakbym coś zażyła. Prawdziwe piękno – pewnie najbardziej uzależniająca substancja… Pierwszy raz jest jak przebudzenie, wampirze przemienienie, bezpowrotnie traci się po tym apetyt na !piękno, na niczym niepięknym nie da się już przeżyć...

Liveratora nie było w domu przeszło rok. Spodziewałam się jakiegoś rozrostu własnego, zawłaszczenia, że się rozprzestrzenię na otaczającą mnie przestrzeń, ale to ona zasklepiła mnie. Nawet nie poczułam się uwięziona, niepostrzeżenie przestałam chcieć ją opuszczać, rozmazałam większość potrzeb i powinności, kilka wzięłam pod lupę, zahibernowałam się tak, zaczęłam się zawieszać przy przetwarzaniu tych danych i tracić poczucie czasu w zawieszeniu. Zaburzyłam przy tym wszystkie normalne procesy, przewróciłam rzeczywistość do góry nogami, wywróciłam się na drugą stronę. I teraz jestem przed sobą jeszcze lepiej ukryta, mniej mi powinno grozić, ale niestety i tu to ucho coś sobie jednak usłyszało i wzięło, i ma.

Mieszkanie znowu razem się stało. Radosny, słomkowy lakier na paznokciach i czysta podłoga w kuchni mają za zadanie przekazać, że się cieszę (tak, wiem, na usprawiedliwienie mam rozpacz, do której prawie nie mam prawa). Chociaż lepszego widoku za oknem już pewnie do śmierci nie będzie, myśl o kolejnej przeprowadzce przynosi mi ulgę – niby to ja urządzam mieszkanie, ale ono jednak też trochę urządza mnie i w nowym miejscu, jak w nowym związku, zawsze jestem jakby trochę kim innym, kimś od nowa. Przez chwilę ogarnia człowieka bezcenna nadzieja, że tu będzie lepiej.

Wyszukiwanie