Wielkie nadzieje

2010-12-12 19:56

Nadzieja to jest wtedy, kiedy od urodzenia pasą Cię bzdurami, że jesteś bardzo zdolny/zdolna i czeka Cię świetlana przyszłość, a Ty to chłoniesz, bo jesteś tylko głupim i naiwnym dzieckiem, tak samo jak wierzysz w ciemno, gdy Ci zaszczepiają (winną wielu osobistym tragediom) tęsknotę za przyszłym mężem czy żoną i oczekiwanie na nich, wmawiając, że kiedyś będziesz miał/miała tę żonę czy męża, tak jakby wszystkich czekało szczęście osobiste, i to właśnie w małżeńskiej formie... Ponieważ przynajmniej w większości nic z tego nie jest proroctwem, tylko co najwyżej pobożnym życzeniem życzliwego nam człowieka, jest to zatem tym samym kompletna beznadzieja.

Nadzieja to jest wtedy, kiedy trafiasz na beznadziejnie nieutalentowanych, choć serdecznych, nauczycieli, a mimo to znjadujesz w sobie talent, siłę i wytrwałość, żeby jakoś skończyć te wszystkie szkoły z przyzwoitym, najlepiej lepszym niż średnia, wynikiem i dostać się na te studia. Idziesz tam z poczuciem, że to cud, że ci się tam ostatecznie udało dostać w te szeregi wybrańców, wyszedłszy z jakiejś zapadłej mieściny, i że do tego nie dostajesz, ale masz nadzieję, że dostaniesz, więc prędzej sobie zrujnujesz zdrowie, niż się poddasz. A potem się okazuje, że to to miejsce nie dostaje do Ciebie. I to jest beznadzieja, bo zależność jest wciąż Twoja od niego, a nie odwrotnie.

I nadzieja to jest wtedy, kiedy całe życie robisz, co możesz, i najlepiej, jak możesz, bo masz właśnie nadzieję, że mama miała rację, kiedy Ci do znudzenia powtarzała w dzieciństwie: Ucz się, dziecko, ucz, bo nauka to potęgi klucz oraz: Ucz się, żebyś nie musiał/musiała kopać rowów. Uczysz się więc, a potem w tej czy innej formie te rowy Cię spotykają, jakby były Ci pisane. Wykształcenie, które miało być bramą do raju, okazuje się przeszkodą, ponieważ objawia Ci nędzę Twojego położenia, każąc Ci ją w pełni rozumieć. I to jest beznadzieja.

 

Nikogo na ten łez padół nie wydam, bo w życiu istotnie piękne są tylko chwile i czasami faktycznie warto żyć, ale właśnie tylko czasami, gdyż życie trwa wiele chwil i tych cennych jest procentowo stosunkowo niewiele, życie zaś trwa dalej całe życie, a nie chwilę czy kilka chwil! Gdyby mi jednak przyszło, to usłyszy ode mnie dziecko, że w przyszłości z kimś się zwiąże albo nie, że może się uczyć, jeśli tego pragnie, ale jeśli nie, to nieuctwo jest też OK, ponieważ nie ma żadnej, ale to żadnej gwarancji, że nauka się jakkolwiek materialnie zwraca, natomiast jest świętą prawdą, że się potrafi czasem zwrócić wyłącznie w czyjejś dumie i naszej straszliwej przykrości. Za mało, zwłaszcza że im się jest mniej wykształconym, tym się ma – mam wrażenie – większą zdolność do osiągania szczęścia i mniejsze szanse na grzeszenie. Poza tym szkoła podstawowa to prawie przedszkole – nic się z tego poza złośliwym utyskiwaniem niedojrzałych kolegów oraz serią upokorzeń własnych i cudzych, a także przednim ubawem z cudzego nieszczęścia zwykle – nie pamięta. Stąd też dążenia rodziców do posyłania dzieci do jak najlepszej szkoły podstawowej za coraz większe pieniądze są w moim odczuciu absurdalne. Ze szkół bardzo zwyczajnych mogą wyjść także bardzo porządni ludzie – to zależy od tego, co się w domu ogląda i z niego wynosi.

Wyszukiwanie