W chmurach, nie w piasku

2012-02-16 20:03

Doprowadziłam się do stanu całkowitej bezradności wobec własnych przezornych zachowań. Jestem nieszczęśliwą właścicielką miliarda kont na milionach serwerów, do każdego inny login i hasło. W porównaniu do użyteczności owych kont, poziom irytacji, o którą mnie przyprawia sam fakt konieczności ich zakładania, a tym samym ich istnienie, jest znaczny. Chciałabym się tego pozbyć. I nie mogę, bo prędzej czy później będzie mi dane konto potrzebne i nawet jeśli je teraz usunę, i tak nie uniknę zakładania go w przyszłości ponownie, co byłoby chyba jeszcze bardziej beznadziejne.

          Poznałam parę dni temu kolejne dziewczę w krytycznym wieku X. Jest to wiek wyjątkowo zwracający moją uwagę przez wzgląd na jego kluczowe znaczenie w przeciągu (cóż za znamienne słowo!) mojego własnego żywota. Nie mogę uwierzyć, że to było jednak aż tak mało…

          Nie chce mi się już wielu rzeczy tłumaczyć. Wolę chyba pozwolić sobie trochę zdziczeć. Chcę sobie pozwolić. I nie mogę. Zrosłam się z moją wyszczerzoną maską. Zostałam moją maską. Nie mam już chyba mojej własnej twarzy… Wszystko to jest staranie, praca, wysiłek, żeby drugiemu było możliwie przyjemnie przebywać ze mną w jednym pomieszczeniu. Siedzę ostatnio koło jednej kobiety i kontempluję, jak to jest – do cholery! – możliwe, że ja wkładam tyle wysiłku, żeby być sympatyczną i nie pogłębiać bardziej niczyjej niedoli, podczas gdy niektórzy mają to centralnie w dupie, że cały dzień boży może minąć, a między nimi i tymi drugimi nie padnie żadne słowo na rzecz stworzenia miłej atmosfery. No ludzie! To jest nawet nie egoizm, tylko jakieś dziwne niecywilizowanie! Co ciekawe, jednak, wszyscy tę osobę taką zaakceptowali i przyjęli, czym niechcący podważyli zasadność moich starań. Jak znam swoją denną naturę, będę się starała nadal, tyle że z jeszcze mniejszym przekonaniem, że to ma jakikolwiek sens…

           I tak samo ludzie zgadzają się na wszystko inne. Narzekam, ponieważ szukam lepszego. A oni mi mówią, że też mają gorsze, jak większość, więc o co mi chodzi. Chodzi mi o to, że skoro można mieć lepsze, w jakim celu gnić w gorszym? (Tu pada w jakiejś formie stwierdzenie o moim negatywnym nastawieniu. Pragnę przypomnieć, że kwestionowanie i szukanie lepszych rozwiązań jest właściwe dwóm grupom ludzi: myślącym i sukcesu, ale milczę...).

           A teraz, kiedy wiem już na pewno, że to nie jest tu, jeszcze silniej uderzyła mnie nieprzynależność i muszę do czegoś przywiązać nadzieję, gdzieś muszę tę kotwicę rzucić… Zamachnęłam się żelastwem i teraz je muszę dźwigać, aż się zdecyduję ostatecznie. Tymczasem zaś (z żelastwem na barkach) przystąpiłam no nauki ich (wyjątkowo obcego) języka – na wszelki wypadek.

Wyszukiwanie

Niech żyje wolność słowa!

Nie znaleziono żadnych komentarzy.