Ucieczki na Księżyc

2011-08-28 21:40

Chodzi bowiem o to, żeby być najlepszą osiągalną wersją siebie. Ani trochę więcej, ani trochę mniej. Tylko że wypadałoby najpierw ustalić, czym się w ogóle jest, co w związku z tym robić, a czego nie. Niestety, na co dzień głównie się jest tym, czym się być nie chce, i nie jest tym, czym by się być z jakiegoś dziwnego powodu chciało. Ma się cechy, które przeszkadzają żyć spokojnie. Nie ma się cech (albo czasu na ich kształcenie), które pomogłyby żyć bezpiecznie w niepokoju. A ostatecznie nic nie jest samo, ale każde w stosunku do czegoś. I tak oto jednocześnie masz coś i nic nie masz, w zależności od tego, przy kim staniesz. I do śmiechu Ci jest albo jesteś śmieszny. Są dalej ludzie, którzy zatrzymują się zawsze przy słabszych od siebie, i pysznią się swą siłą, a z drugiej strony ci, którzy zawsze mierzą wyżej, niż mogą w istocie doskoczyć. Tym nigdy nie dość podziwu dla siebie, tamtym nigdy nie dość dla siebie pogardy. Zdaje się, że pierwsi paradoksalnie całkiem daleko w tym świecie zachodzą, a drudzy szybko, samowładnie, schodzą z tego świata.

A kiedy nas zaczną rozliczać z talentów, co niby mamy przedłożyć? Nieudane próby zrealizowania każdego z nich na większą skalę i stosunkowo udane wcielenia pierwszego stopnia, tj. na pierwszym piętrze – „Rodzina i przyjaciele”…

Jakie to irytujące, że nawet chcąc się wycofać i niezauważonym uciec w zapomnienie na Księżyc, i tak trzeba uprzednio poprosić bardzo o butlę tlenową!

Wyszukiwanie