Tuman kwiatowego pyłku

2015-11-06 21:05

Koty zwykle po prostu chcą być swobodnie niesforne i żeby je takimi kochać. To trzeba lubić, gdyż trzeba się nauczyć rozumieć kota, co nie zawsze jest intuicyjne, ale jeżeli się (po)lubi, to skutecznie uwodzicielskie, konsternująco czułe stworzenia zdolne nawiązać zwyczajnie fascynującą relację (w co osobiście nie wierzyłam i pamiętam jako żywo głęboką pogardę dla ludzi, którzy swego czasu próbowali mi to wytłumaczyć)… Te ich lekceważące wyrazy posiadania, kiedy przynależą tak pokornie, że jak psy potrafią ślęczeć w nieskończoność pod zamkniętymi drzwiami i zabiegać o uwagę, a wpuszczone udają, że w ogóle im nie zależało; aż przepiękne w swej majestatycznej, rozbrajającej niedbałości o to, czy mi jest wygodnie pisać, kiedy tak zawisną na przedramieniu, czy w ogóle da się pisać z kocimi łapkami na klawiaturze i za ile funtów sweter właśnie mi znowu porwały.

I to jest jakiś problem, że kocham koty (więc je konsekwentnie przygarniam), ale mam na nie alergię. Z drugiej strony na tym być może polega szczęście, żeby umierać od tego, co się kocha. W każdym razie wg Bukowskiego.

Usłyszałam, że zostanie podniesiony kurz albo raczej tuman kwiatowego pyłku, że powstanie dająca się doświadczać płaszczyzna, na której niczego nie da się postawić... Najpierw to było gorzkie i dogłębne, jak kiedy wypije się coś podtruwającego, potem ciche i nerwowe jak dźwięk i ruchy ciem obserwowanych wieczorem przez okno oświetlonego pokoju, kiedy tak intensywnie nie dają sobie rady z pokonaniem przezroczystej przeszkody, bo przecież ćmowe skrzydełka mogą jednak wyłącznie muskać tę szybę, choćby nie wiem, jak bardzo chciały ją zbić… Potem była taka chwila, że naprawdę nie chciałam, ale nie miałam już wyjścia, a potem zaczęłam już wiedzieć o i być przy, i chcieć od nowa. Patrzyłam na, ale tylko dyskretnie, tylko wewnętrznie, jasne drobinki, na mnogość tych maleńkości, na nasycone nimi powietrze – w skończonym i niepowtarzalnym wycinku udostępnionym przez słoneczny promień przystępności na krótki czas określony. Zrobiono rzecz tak, żeby nie zrobić, ale też bez wstydu robienia – ani za to, co zrobiono, ani za to, czego poniechano, tak, żeby możliwie niewiele o tym wiedzieć, ale wszystko zawsze pamiętać. Zawarł się i utkwił w tym dziwny bezruch, takie jakby stanie ramki ze zdjęciem na kredensie albo na kominku – praktycznie nie patrzy się na te zdjęcia, ale pozostaje się ich świadomym… Ktoś na nich jest, ktoś z nich wygląda, patrzy… 

Wyszukiwanie