Trudne, ale łatwe w obyciu

2013-07-15 22:58

Co ja bym zrobiła bez moich skłonności masochistycznych! Ludzie na to mówią „ambicja” – trudno o większe nieporozumienie, ponieważ tej jestem akurat niemal całkowicie pozbawiona. Chcę natomiast pewnych rzeczy w sposób wytrwały, żarłoczny i niemożliwy do okiełznania. Na tyle, że moje wtorki zaczynają od jutra wyglądać dość katorżniczo: 9am-5pm praca, 5.15-6.45pm uczyć innych angielskiego, 8-11.30pm uczyć się francuskiego/niemieckiego (co drugi tydzień) i angielskiego (co tydzień). Środy będą trudne, ale trudno! Tymczasem dostałam dziś list od jednej uczennicy, która mi powiedziała, że nie będzie już chodzić na zajęcia, ponieważ po pracy nie ma siły się skupić na nauce, w związku z czym – świadoma przykrości tego wyboru – wybiera lenia. Zmartwiłam się, ale inaczej niż kiedyś. Ostatecznie uczę z zasady tylko chętnych, a i to nie potrwa wiecznie, ponieważ prędzej czy później planuję przestać mieć na to czas.

W nieustannej konfrontacji ze światem zewnętrznym zauważam, że liverator i ja w kilku aspektach konsekwentnie odmawiamy zestarzenia się, podczas gdy wszystko wokół wydaje się jakieś takie zesztywniałe i porządnie zakorzenione. (Kto by pomyślał, że będąc czymś tak sensu stricto trudnym, osiągnę punkt absolutnego zmęczenia samą sobą i wyrosnę ostatecznie na tak bardzo łatwą w obyciu i bezkonfliktową kreaturę!). Skostniali w drobnych przyzwyczajeniach ludzie wyjałowiają dusze w monotonnych, do bólu jednorodnych kręgach – żadnych świeżych poglądów zmuszających do przemyślenia spraw na nowo, żadnych intelektualnych wyzwań. Zabarykadowani w swych strefach komfortu i szczerze oddani walce o nienaganne przyleganie maski do facjaty żyją automatycznie, z pamięci. Zdolność nieskomplikowanej i bezkonfliktowej adaptacji: minus jeden.                                                           

Wyszukiwanie