Sorry, this profile does not exist

2015-12-15 00:53

Very slow motion. Spazmatyczne płacze pod prysznicem mam już chyba za sobą. Rekonwalescencję zaczęłam od – I know: (facepalm) – powrotu na ten portal randkowy, na którym zainstalował mnie mój własny mąż, i po prostu nie mogę uwierzyć, co ci faceci do mnie wygadują… Kto by pomyślał, że jestem taka atrakcyjna?! Lustro nie zdradza się na co dzień z żadnym zachwytem! Lepsze to może jednak od bardzo denerwującego męskiego podejrzewania, że się przystawiam, kiedy tylko próbuję być miła… Nigdy tego dla odmiany nie tłumaczę (no, z wyjątkiem jednego szczególnie bezczelnego razu, kiedy to sprowokowano mnie do naprawdę otwartego wyjaśnienia, jak rzecz stoi), niech mają lepsze samopoczucie, co tam. 

Minęło pół roku a ja się nie zorientowałam. Odebrałam w końcu wiadomości, na które nie mogę już odpowiedzieć, bo profile przestały w międzyczasie istnieć.

 

– Main bus station?

Cóż, mieszkam tu 12 miesięcy i no fucking clue gdzie to jest…

– So what have you been up to?

Cóż, pracowałam 11-22h na dobę przez 15 miesięcy.  

– Sounds like you must be bloody amazing at what you do.

– And why did you do that?

Cóż, bo chciałam. Bo mi się chciało. Bo wiedziałam, że to pewnie ostatni raz, kiedy mi się tak chce.

– And was it worth it?

Według której albo czyjej miary?

– So would you do that again? If you knew?

Cóż, niestety tak.

 

Tak więc półtora roku i (nie licząc podróży służbowych) 100% moich wyjść inicjował i ogarniał liverator. Sama z siebie dalej niż na pocztę i do fryzjera (2min. od domu) nie wyszłam ani razu (włącznie z tym, że wolałam być głodna niż pójść na zakupy). Dokładnie 1 raz nabyłam w tym czasie bilet autobusowy w jedną stronę, ale zmusił mnie do tego również liverator. Dokładnie 1 raz umówiłam się w tym czasie na kawę i miało to miejsce dziś, kiedy to od 2 tygodni jestem na wypowiedzeniu. Owszem, jest we mnie jakaś szczątkowa wola odzyskania równowagi, której to woli byłabym skłonna całkiem chętnie nie zauważać do końca życia, ale skoro już wpadło mi niechcący do wody jakieś koło ratunkowe, jednak się go uczepiłam i teraz już się zmuszę do normalności. Tzn. spróbuję, tak jak zawsze próbuję…

Liverator przypuścił późno (już tydzień temu zgłosiłam gotowość…) acz słusznie, że i potem, i w weekend, i za darmo, wobec czego zapowiedzial mi, że mnie wychłoszcze i zje mi kota, jeśli jeszcze kiedykolwiek potem przyłapie mnie na robieniu czegokolwiek dla tej firmy…

Czyli chyba jednak przegięłam, skoro nawet mój święty mąż stracił już cierpliwość. (Może tak, bo schudłam 2kg na samej decyzji o przerwaniu tego toksycznego związku). 

Cóż, jeżeli 2+2 = 4, to nie ma podstaw uważać, że 2-10 może dać 4, a zwłaszcza w nieskończoność dawać 4…

Wyszukiwanie