Powracający dylemat

2010-08-29 19:46

Pytali mnie, czy wrócę.

Pytali mnie w taki sposób, by usłyszeć potwierdzenie, że wrócę.

Tak, oczywiście wrócę do Anglii. Noszę w sobie wprawdzie pewną nadzieję, że kiedyś będę jeszcze miała warszawski adres, ale prawdę mówiąc, jak dotąd nie zasłużyła na mnie ani Warszawa, ani Polska i w sumie to gniewam się na nie wprost proporcjonalnie do żywionych uczuć pozytywnych, czyli bardzo, w konsekwencji czego nie wrócę, dopóki się nie poprawią. Przynajmniej politycznie. Ale jednak już kiedy słyszałam pytanie, uderzyło mnie to słowo – wracać, bo pomyślałam, że wraca się do domu. No więc gdzie jest właściwie mój dom? (Nomen-omen, powracający dylemat). W tej szarlotkowej mieścinie pod miejscem urodzenia? Nienawidziłam jej (z wyjątkiem parku i kasztanowców, z których co niektóre - bardzo lubiane - mi wycięto). Przez całe życie nienawidziłam jej płomiennie za niebycie miastem z powieści Tyrmanda, tym, do którego przynależałam. To może 02-585 Warszawa? 04-059 Warszawa? 02-784 Warszawa? Wolne żarty! Poczekalnie, w których wysiadywałam jajka żalu w beznadziejnym oczekiwaniu na never-to-be (niemajace nigdy nastać) swoje. W najlepszym razie zarobiłabym tam może kiedyś na mogiłę, i to też nie wszędzie (wiecie, że miejsce na Powązkach w tzw. dobrym miejscu opłacone na 20 lat kosztuje 50 tys.? :D).

        Tak, oczywiście wrócę do Anglii. Niektóre macochy potrafią kochać lepiej od rodzonych matek, szanując to, co dostały, a nie nie doceniając tego, co im się trafiło mieć. Czuję się dziwnie z pytaniem, które mi zadają, ale dobrze. Niestety czuję się z nim dobrze.

Wyszukiwanie

Niech żyje wolność słowa!

Nie znaleziono żadnych komentarzy.