Per aspera ad astra (przez trudy do gwiazd)
Mam się dobrze, dziękuję. Ba, wręcz znakomicie! Wisiały mi jakieś niedomknięte sesje. Domknęłam. To już chyba wszystkie, mam nadzieję. Niedobre piwo nareszcie wypite – co za ulga. No a w każdym razie w końcu widzę dno tej przepastnej szklanicy. Kiedy dogaśnie blask ogniska, można wylać na żar wiadro wody i wrócić w spokoju do domu. Tak zrobiłam, po czym rozsiadłam się w fotelu, myśląc zupełnie o czym innym, i jestem zdrowsza. Szkoda tylko, że na choroby zapada się szybko, a leczyć się z nich trzeba długo, ale już nie marudzę, bo w sumie jest dobrze. Nie wyglądało na to, że kiedykolwiek tak powiem, ale nie zamieniłabym się z nikim, nie chciałabym innego życia, innych doświadczeń (jakkolwiek myślę o niektórych z obrzydzeniem, a o innych nie bez rozczarowania i niesmaku). Wszystko stało się przykro i tragicznie, ale w pewien sposób idealnie. Życzę wszystkim, żeby ich przykrości i tragedie prowadziły do podobnego stanu rzeczy, tzn. do szczęścia.