O niechętnym zaprzestaniu albo o przyjaźni

2010-06-06 21:02

Niesamowite rzeczy zdarzają się w życiu. To przykre, że z jakiegoś powodu lubimy udawać, że były zupełnie zwyczajne.

Moje przyjaźnie jak schody do doskonałości, po których wchodząc, osiągam najlepsze, na co mnie stać. Jak letnie kwieciste sukienki, które przywdziewa serce, żeby tańczyć, tańczyć nieskrępowanie. Jakże je cenię! Nie było od nich nigdy niczego ważniejszego, zawsze przed innymi sprawami. Wyżyny i szczyty mojej miłości (tak, Arystoteles miał rację; Chrystus pewnie również nie bez powodu nazwał nas właśnie swymi przyjaciółmi). Jeżeli ta jest jak kwiat, jego płatki, przyjaźń stanowi ten oszałamiający, wypełniający wszystkie zakamarki duszy zapach, który się spomiędzy nich wydobywa. To nie miłość się rodzi z przyjaźni, ale przyjaźń z miłości. Przyjaźń jest miłością przez wielkie „m”, największym, na co może się zdobyć człowiek (na miłość z jej mamiącą żądzą można się bowiem chyba tylko ważyć i odważyć).

Pokrewieństwo duszy przyciąga z niezwykłą siłą. Nie osłabiają jej mijające lata, nic nie może jej zniszczyć, nie mija jak zakochanie, nie przechodzi jak katar, nie można się z niej obudzić jak ze snu, jest codziennie największa i tak samo wielka.

                                                                                          (Tytuł fotografii: Zaufanie)  

Przyjaźń... To nie serdeczne koleżeństwo, nie zażyła znajomość, nie kumpelstwo. Ona jest rzeczą dusz, które nie piją piwa i nie chodzą na zakupy, ich nieustannym przebywaniem we wzajemnym towarzystwie. To wtedy, gdy nie trzeba się zadręczać pytaniem, czy przyjdzie, bo jest, bo nigdy nie odchodzi; gdy niczego nie trzeba się bać, bo przyjaciel otoczył nas wysokim murem akceptacji i wsparcia, za którym nie ma miejsca na agresję ani nieufność, ani zwątpienie, ani zdradę. Wszystkie te rzeczy są jednak ludzkimi błędami, słabościami, a przyjaciółmi są ludzie. Cokolwiek takiego spotka więc przyjaźń, przedrze się przez mury i bywa, że brutalnie wydrze z codzienności rozmowy i spotkania zaprzyjaźnionych, uprowadzając je jak brankę. I wówczas, po zaniechaniu wszelkiego realnego obcowania, pozostaje tylko ta nierozerwalna siła, z jaką złączyły się ze sobą dusze. Można ją w bólu i rozczarowaniu przemilczać, konsekwentnie ignorować i udawać, że jej nie ma, ale to nie sprawi, że przestanie istnieć.

Minęło już tyle lat mojego milczenia, ale ani jeden dzień, w którym bym zdołała nie pamiętać, o czym nie mówię, nie tęsknić za tym, co porwał czas i posiada przeszłość, nie kochać tego, czego mi już nie zwróci... Przyszli nowi i nie kocham ich mniej, ale nic nie zmienia faktu, że wciąż wędruję myślą po naszych ścieżkach, na których byliśmy tacy szczęśliwi i bezpieczni; że co jakiś czas myślę sobie, że to Twoja dusza[1]...



[1] Z Do M*** Mickiewicza:

 

Precz z moich oczu!... posłucham od razu,
Precz z mego serca!... i serce posłucha,
Precz z mej pamięci!... nie... tego rozkazu
Moja i twoja pamięć nie posłucha.

[...]

Na każdym miejscu i o każdej dobie,
Gdziem z tobą płakał, gdziem się z tobą bawił,
Wszędzie i zawsze będę ja przy tobie,
Bom wszędzie cząstkę mej duszy zostawił.

Czy zadumana w samotnej komorze
Do arfy zbliżysz nieumyślną rękę,
Przypomnisz sobie: właśnie o tej porze
Śpiewałam jemu tę samą piosenkę.

Czy grając w szachy, gdy pierwszymi ściegi
Śmiertelna złowi króla twego matnia,
Pomyślisz sobie: tak stały szeregi,
Gdy się skończyła nasza gra ostatnia.

Czy to na balu w chwilach odpoczynku
Siędziesz, nim muzyk tańce zapowiedział,
Obaczysz próżne miejsce przy kominku,
Pomyślisz sobie: on tam ze mną siedział.

[...]

Wtem błyskawica nocna zamigoce:
Sucha w ogrodzie zaszeleszczy grusza
I puszczyk z jękiem w okno zatrzepioce...
Pomyślisz sobie, że to moja dusza.

[...]

 

Wyszukiwanie

         

            (Tytuł fotografii:Więź)

Niech żyje wolność słowa!

Nie znaleziono żadnych komentarzy.