Niedoczas

2015-02-15 12:27

Tamta obietnica nie moja nadzwyczaj mi się spodobała, więc koniec końców to ja ją spełni(ł)am w tym drugim kierunku. Może chciałam, żebyśmy mieli jakąś bezsprzecznie wspólną historię – nie po jednej w każdej głowie... Po sekwencji absurdalnych zachowań własnych, które mam w najwyższej pogardzie (choć postronny mógłby z nich pewnie wyciągnąć sporo pozaziemskiej inspiracji, gdyby były jawne) dałam się ostatecznie pocieszać najwytrwalszym – równie wytrwale wymagającym pocieszania, równie wytrwale niepocieszalnym, równie wytrwale muszącym jakoś żyć – i choć nie mają nic przeciw temu, bo także nie mają nic poza tym, i tak najchętniej bym się za to w jakiś w miarę elegancki sposób straciła... Najlepiej wielokrotnie, bo jestem tu o wiele bardziej „zasłużona”.

Początkowo w ogóle nie mogłam na to patrzeć, wystawiałam coś na scenie, teraz rzucam się jeszcze tylko trochę na widowni, aż w którymś momencie zostanę (i ja) nieruchomym widzem jakiejś pantomimy czy wręcz wystawy... I tą drogą, na którą weszłam dobrowolnie w poczuciu pozornego wyboru (choć chyba znam lepszą), w miarę równym, harcerskim krokiem pewnie żwawo zadepczemy wszystko – i trawę wyrosłą, i wzeszłą, i tę którą ledwo zasialiśmy. Podarowując nieskrępowaną odrębność odrąbaną sobie dłonią... Trochę na wszelki wypadek, o zgrozo, prawie czule, trochę niepostrzeżenie, w niedoczasie. No bardzo ładnie – kompletna i perfekcyjna paranoja. Paranojka. Paranojunia. Buziaczek. Przytulijka. Pewien appendix. Ble...

Wyszukiwanie