Nie bez grzechu i nie bez problemu
Ty –
mój zbawczy grzech –
ocalasz mnie od tych śmiertelnych,
ratując od śmierci
zmąconym na zdrowie sumieniem;
rozjaśniasz gęsty mrok
mojego dobra made in Poland.
w Twojej goryczy moja słodycz
sączy się, sycąc usta suche inaczej,
spragnione,
spłowiałe, póki nie przywrócisz im barwy
straconej.
we mnie jak w pustym wazonie –
i cóż, że kryształowym! –
umierały wszystkie kwiaty,
póki nie wlałeś we mnie wody,
początku wszelkiego życia,
conditionis sine qua non,
wiary, nadziei i miłości.
ja –
Twój problem natrętny
jakby wyrastał z prometejskich trzewi –
uparcie nie daję spać,
nie dając się rozwiązać.
wybawiam jednak od braku zajęcia,
minut rozciągniętych do godzin
i dni do miesięcy –
możesz zawsze o mnie myśleć,
nigdy sam
spędzać czas na wydzieraniu dla siebie czasu,
który ta kłopotliwa, żarłoczna istota
jest w stanie
pochłonąć w całości.
zobacz, Kochany, jakie to szczęście,
że życie to nie jest bez grzechu ani bez problemu!