Między żądzą a tęsknotą

2010-07-20 12:36

Między żądzą a tęsknotą jest taka różnica, że pierwsza nie może być udziałem tego, kto ma wszystko (będąc płodem frustrującego niedostatku, skąd by się brała?), druga nie może być udziałem tego, kto nie ma w sobie miłości (bo jest pragnieniem pozostawania blisko umiłowanego). Żądza może być zatem nieprawa i do nieprawości prowadzić. Tęsknota pochodzi zawsze z miłości (tak, propaguję – jak zwykle – bardzo szerokie znaczenie tego słowa) i powoduje jej wzrost.

Człowiekowi zdarza się, niestety, to jedna, to druga, Bogu tylko ta druga. Ponieważ skupia w ręku władzę absolutną, nie chce i nie może mieć jej więcej (wszak nie można być bardziej czy najbardziej władcą absolutnym :P). Co nam się wydaje, że posiadamy, w istocie jest Jego, a skoro ma wszystko, nie zrobi nic na naszą szkodę – może już tylko dawać. I chce.

Stąd zdumiewa mnie nieustannie, że ludzie wpadają na dziwny pomysł czynienia siebie samych panami siebie, mimo że niczego sami sobie dać nie mogą, a wręcz przeciwnie, potrafią się umiejętnie pozbawiać tego i owego... Ateistów zwodzi pycha, przekonanie, że są zdolni zaspokoić własne pragnienie bycia najwyższą dla siebie samych instancją. Niemożliwe, ale ludzie są bardzo utalentowanymi kłamcami. Jak powiedział Mark Twain, Truth is more of a stranger than Fiction, but it is because Fiction is obliged to stick to possibilities; Truth isn't (Prawda jest dziwniejsza od Fikcji, a to dlatego, że Fikcja musi być prawdopodobna. Prawda nie). Potrafimy przekonać siebie samych nawet o tym, że nie kochamy, gdy kochamy, i odwrotnie, że jesteśmy mądrzy, gdy jesteśmy głupi, i odwrotnie, że zasługujemy na nie wiadomo co, gdy nie zasługujemy, i odwrotnie etc. Błędne koło, błędne koło. Wyjściem jest przyjęcie prawdy o własnej słabości, to z tej świadomości możemy wyciągnąć nieprawdopodobną siłę[1]. Ateiści, pozornie najszczęśliwsi z kłamców, nie lubią jednak myśleć, że mogą komuś podlegać, że wolność to więcej niż duchowe rozpasanie, że istnieje kategoria grzechu, że coś mogą źle robić, a czegoś robić w ogóle nie powinni... Myślę, że gdzieś głęboko wiedzą o tym, ale nie chcą tego chyba roztrząsać. Bardzo wielu lubię i szanuję (a nawet kocham jednego), ale kiedy słucham tych  t e o r y j, strasznie mi jest przykro, bo nie mogę się oprzeć wizji, że to bezgłowe korpusy, tańczące i śpiewające, że jest im dobrze bez głów... Jakoś mi w to trudno uwierzyć, choć łatwo dać wiarę temu, że zagłuszyli wszelkie ostrzeżenia. (Ach, jakże bym została przez niego teraz najpewniej skrytykowana, ale prawdopodobnie mi to nie grozi, gdyż raczej tego nie przeczyta...).

Nim niewierzący uwierzył, był chyba zawsze ze swego życia zadowolony (Augustyn wiódł, zdaje się, zgoła przyjemny żywot :)). Czy ktoś zna nawróconego niewierzącego, który by odstąpił od wiary, skoro ją raz znalazł[2]? Ja nigdy nie spotkałam. Tymczasem tak jak urywają się kontakty, którym nie poświęcamy w myślach czasu, tak wierzący często odchodzą od Boga i ze szczęśliwych stają się nieszczęśliwymi, nie rozumiejąc już za chwilę, z czego wynikają ich niepokoje i niepowodzenia.

Chciałabym zwrócić uwagę na pewną zachwycającą postawę Boga. Otóż ta nieprawdopodobnie inteligentna istota (obcowanie z którą jest nie tylko zbawienną przyjemnością, ale i zaszczytem), mając wszystko, jednego się jednak wyrzeka – korzystania w pełni z posiadanej władzy absolutnej. Wolna wola ludzka jest wynikiem Bożej decyzji o niezmuszaniu nas do niczego, dowodem olbrzymiej miłości. Gdyby w Nim tej miłości i dobrej woli nie było, wszyscy byśmy w Niego wierzyli. Ale On prawdziwie tęskni, jakby bez każdego z nas czuł się samotny, chce być proszony i zapraszany – mieć przyjaciół, nie zaś niewolników. I tak samo jak z miłości do nas sam siebie ogranicza, tak ten, kto to dostrzeże, podobnym samoograniczaniem się wyznaje miłość Jemu. Bo chce, nie bo musi. Mądry człowiek z ufnością powierza Bogu ster i śpi w najlepsze na łodzi nawet w czasie burzy. Głupiec mówi w swoim sercu, że Bóg nie istnieje[3], i sam szarpie się z tym sterem, aż się rozbije...

Ktokolwiek uczy się od Boga, tym powodują równie szlachetne tęsknoty właśnie, nie żądze (a to po uczynkach mieliśmy poznawać Jego uczniów[4]), i nie będzie się on pchał na siłę wszelką, ale da o sobie znać i będzie spędzał czas z tymi, którzy od razu go przyjmą, wyglądając jednocześnie pozostałych. (Notate bene, JKM tak właśnie robi w polityce, co świadczy o jego miłości do ojczyzny, a nie żądzy jej zniewolenia i złupienia. I jak to jest interpretowane? Że nieudolny wariat :/).

 

 

 


[1] [...] Lecz [Pan] mi powiedział: «Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali» (2 Kor 12,9.)

[2] Nie zostawię was sierotami, powrócę do was i rozraduje się serce wasze (J 14,18).

[3] Mówi głupi w swoim sercu: Nie ma Boga (Ps 14,1).

[4] Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali (J 13,35).

 

 

 

Wyszukiwanie