Małgorzatka
Usiadłam w popielniczce,
lalka Małgorzatka,
przesypuję łopatką
popiół zamiast piasku.
Buduję?
W maszynce do mięsa
mielę doświadczenie –
będzie farsz z tego świetny
na kształtne pierogi
przyszłości.
Gdzież jest owa świetlana?
Gdzie też się podziewa?!
Jak można się tak spóźniać!
Bezczelna dziewucha!
Zapchany syfon nie chce
już wody przepuszczać.
Obrzydliwym odorem
daje znać o sobie.
Nie będę teraz sprzątać!
Albo będę – zaraz!
Jeszcze tylko popatrzę
przez chwilę za okno...
Wyciągam z niego włosy –
anielskie? Piekielne!
Ciągną się w nieskończoność,
cuchnąc niemożliwie.
Splątane jak jelita
wewnątrz Małgorzatki.
Pada deszcz popielaty –
ktoś pali Marlboro.
Chowam pod kapeluszem
wełniane blond włoski.
Kot wyciągnął zabawkę
i umył ją skrzętnie.
Zostawiona przez zwierzę
czekam, aż wieczorem
szmaciane me ciałko,
gorzko szlochając,
przytuli człowiek.