Małżeństwa namiętne i obowiązkowe
Jakiś czas temu miała miejsce taka oto wymiana zdań:
- Czym jest miłość?
- Odczuwaniem bezkresnego pragnienia szcześcia drugiego człowieka oraz nieskończenie wytrwałym podejmowaniem wszelkich wysiłków zapewnienia mu go; szukaniem stale nowych sposobów, będąc przy tym nie tylko niestrudzonym, ale wręcz coraz bardziej rozentuzjazmowanym.
- To jest piękna i mysle że teoretycznie słuszna definicja. Jak oceniasz, jaki procent związków wokół Ciebie jest zbudowany na takim fundamencie?
- Niewielki chyba, ale z dwóch powodów:
1. ludzie żyją płytko, więc i często w ogóle nie bardzo wiedzą, o co chodzi z tą miłością,
2. ludzie wiążą się ze sobą z najrozmaitszych powodów i często nie jest to miłość.
Zapytano mnie za chwilę, czy znam skrzypka na dachu, konkretnie chodziło o pewną małżeńską rozmowę o miłości... (Tu można wysłuchać: https://www.youtube.com/watch?v=h_y9F5St4j0 – gdyby ktoś z nieanglojęzycznych chciał ją zrozumieć, niech powie – przełożę).
Co myślę o takiej miłości? Osobiście zakończyłam wszystkie związki, które mogły się dla mnie taką skończyć. Jednakże człowiek czasami za późno mądrzeje. A nie można chyba powiedzieć, że nie jest to osobliwe wyznanie miłości, kiedy ludzie rozstać się w zasadzie powinni, ale tego nie robią z rozmaitych powodów. Bywają to przecież heroiczne poświęcenia, które przypłaca się zdrowiem i szczęściem, ale w imię czegoś. Tak, to jest jakaś miłość, nie taka łatwa, nie taka spontaniczna, jak dramat obyczajowy, nie komedia romantyczna, ale potężna i chwalebna...
Póki jednak można wybierać, a obecnie można w olbrzymim stopniu, jaką miłość chce się dawać i otrzymywać, wg mnie należy dążyć do innego modelu związku. Takiego mianowicie, w którym żona powiedziałaby prostolinijnie bez namysłu: Oczywiście :). Sprowadzenie miłości do prania skarpetek jest cokolwiek smutne, nie bezwartościowe, nie naganne, ale smutne.
Łatwo to poznać, jakiego dokonano wyboru, bo ludzie, którzy średnio szczęśliwie się dobrali, zauważają, że piorą, że gotują, że ze sobą sypiają, że dzieci sobie robią, że na siebie wzajemnie pracują - mają sobie co wyrzucać, podczas gdy ludzie, którzy dobrali się idealnie, nie zauważają, że robią to wszystko, choć też robią, bo tak są zajęci tym, że się kochają.
Największym złem, na które cierpi świat, to nie siła złych, lecz słabość dobrych, jak powiedział Montesquieu. Fundamentalny brak wiary (i wszystkich jej pozytywnych skutków w człowieczym życiu) jest podstawową chorobą ludzkości. Razem z wiarą w Boga wyczerpała się jakby w ogóle wszelka wiara, a pojawiła się żądza. I teraz zamiast wierzyć, że możemy spełniać nasze marzenia, pożądamy rzeczy, które mają je spełniać, i to potrafi nie być dosyć. A do spełniania marzeń wystarczy wiara. I wiem, co mówię, bo mówię z autopsji.
Nie trzeba wychodzić za mąż ani się żenić z kim popadnie wskutek niewiary, że jeszcze się kogoś odpowiedniego znajdzie, mimo że wiek odpowiedni się już właśnie przekracza. To nie są żadne wyścigi.
Niech żyje wolność słowa!
—————
—————
—————