Infinite distance (nieskończona odległość)

2011-11-05 17:19

W pewnym serialu padło niezwykle prawdziwe stwierdzenie: No matter how close two people are an infinite distance separates them (Nieważne, jak blisko jest ze sobą dwoje ludzi, i tak dzieli ich nieskończona odległość).

Nie jestem pewna, czy faktycznie jest różnica między udawaniem a podejmowaniem decyzji o niepodejmowaniu działania dla siebie zwykłego. Jeżeli to nie jest jeszcze udawanie niesiebie, czemu mam wrażenie, że nie jestem już tak często sobą jak kiedyś? Liczba ludzi, wobec których nie musiałam z siebie rezygnować – bo nawet jeśli mnie nie rozumieli albo sami inaczej postępują, to ze wszystkimi moimi czynami i wymysłami mieściłam się w granicach ich rozumowania – spadła jak temperatura na termometrze. I faktycznie zrobiło się chłodno. Zima. W zimie prawidłowo opakowana we wszelkie wełniane akcesoria, zgodnie z zaleceniami przodków, chowam się przed przeszywającym wiatrem niedelikatności traktowania, podczas gdy sama słucham po sto razy tych samych historii, za każdym tak samo reagując, obserwując te same reakcje rozmówcy, gdyż nie chcę urazić… Chciałabym być podobnie traktowana i nie oglądać… I po prostu też zobaczyć czasem jednak choćby jakąś maskę (sic, Sofonisbo, prawda dnia powszedniego ma chyba większe znaczenie w młodości niż na starość…) którą ktoś specjalnie dla mnie wypracuje na tę okoliczność, żeby mi oszczędzić, nie psuć apetytu, nie psuć humoru, nie niszczyć życia, nie zawracać głowy, dać poczytać książkę…

Tymczasem wszyscy ludzie w jakimś czasie mają sprzeczne (dość często) potrzeby. I jak z wolnym miejscem w autobusie, trzeba sobie wzajemnie ustępować. Ustępuję więc siebie, choć pewnie bardziej neurotycznie niż chrześcijańsko, stwarzając w moim czasie przestrzeń dla realizacji cudzej osobowości, wiedziona również nadzieją, że ta druga creatura to samo uczyni (każdemu innemy) bliźniemu. A potem zdarza się coś niemiłego i ukazuje się z całą mocą przebicia prawda, że egoistyczne potrzeby niektórych stanowią np. 80% ich wszystkich potrzeb (w ogóle lub w danym kontakcie), w związku z czym altruistyczne potrzeby innych muszą się na te ich np. 80% rozciągnąć jednorazowo albo na zawsze; albo jest wojna; albo muszą ci inni zająć się tymczasowo ordynarnie przyziemną dydaktyką zwaną wychowaniem... Jeżeli im się chce poświęcać cenny czas na drugiego obcego człowieka, jeśli mają odwagę być niesłusznie osądzani i lżeni za bezczelność podejmowania próby porozumienia, jeżeli tylko poziom ich troski (i oby to była troska…) jest dostatecznie wysoki nad widoczny poziom obojętny i głęboki pod widocznym poziomem obojętnym, żeby się za szybko nie wynaturzyć, nie odczłowieczyć, nie uśrednić, nie zarazić i nie zacząć wykazywać w przyszłości odczynu obojętnego… Tylko jak długo człowiek się wypala? Ile pocisków może udźwignąć i nosić z sobą wszędzie serce pełne znanej z głupoty nadziei? Pewnie zależy, ale coś mi mówi, że kres cierpliwości może być nieuchronny i że zainteresowanie może się wyczerpać… I co wtedy będzie? Cóż, mam nadzieję, że umiera się wcześniej…

Wyszukiwanie