Ileż lżejszy jest młot od kowadła

2010-05-01 00:00

Twoja czułość nie była miękka jak tamta „serdeczna” poduszka –

miała chłodny cel jak przedsiębiorca.

Cierpliwie mnie gubiłeś (nie dość byłam Twoim zdaniem zgubiona?!),

wytrwale „ratując”...

 

To Twoje drzwi były zawsze otwarte,

ale nie żebym miała dokąd pójść –

chciałeś, bym do Ciebie przychodziła.

Podawałeś mi ramię, lecz nie po to, bym miała oparcie –

chciałeś, bym na Twoim się wspierała.

 

Lubiłeś mnie zrozpaczoną –

zdrowa na nic bym Ci była.

 

Mówiłeś mi, jak jestem straszna, „Przyjacielu”,

lecz bym się nie martwiła, bo mam Ciebie.

Doceniam dziś Twą zręczność,

moja najcięższa chorobo...

(Ileż lżejszy jest młot od kowadła!)

 

Choć były to najlepsze lekcje życia,

lepiej nie musieć umieć żyć z tą wiedzą.

 

Boże, spraw, żeby nie miał już więcej uczennic...

Wyszukiwanie