Idź dalej, idź dalej*
Przemeblowanie priorytetów ukończyłam. Lepiej mi w mojej na nowo zorganizowanej przestrzeni. Dobrze ze zmianą pracy, z nowym grafikiem, ostatnio z Bukowskim, autobusowo-kinowym francuskim i nawet z niezmiennym zaskoczeniem wieloma wypowiedziami i gestami. Nieobecność liveratora trochę mi się tylko dłuży, ale oczekiwanie to jednak co innego niż pustka, więc z drobną pomocą miasta znoszę je lepiej, niż się spodziewałam.
Czasem próbuję się dowiedzieć, czy tamto jeszcze oddycha. Przykładam wewnętrzne ucho do mojej prywatnej ściany płaczu i nasłuchuję. Znowu cisza. Zaczynam się łudzić, że tym razem to nareszcie sen wieczny!
Przy okazji gratulacji dowiaduję się, że jestem „jedną z nas”, co mnie by przez myśl nie przeszło, choć jestem w tych miejscach z nimi, pośród nich często i intensywnie bez cienia wątpliwości. Czuję się jak zdrajca przez takie spontaniczne, serdeczne wyrazy akceptacji, ale może niesłusznie. Może po prostu nie wiem, że jestem jedną z nich. Podobno to czyny świadczą o człowieku i podobno inni wiedzą o nim rzeczy, których on sam się nie domyśla. Dostaję ciastko z gratulacjami od kogoś, kogo pokonałam – w geście przemiłym, ale ciastko najobrzydliwsze, któremu niepostrzerzenie pomagam dostać się do kosza... Z szarym, matowym żalem, że nie było smaczne – że dobra wola często tak fatalnie kończy.
No help for that by Charles Bukowski
there is a place in the heart that |
Nie ma na to rady by mori
jest w sercu miejsce którego |
* Był taki pomocny wiersz Asnyka...