Dywergencja

2012-01-24 20:26

Ciągle czegoś chcemy… Im więcej mamy, tym bardziej jesteśmy nienażarci, tym bardziej zniewoleni i mniej szczęśliwi za sprawą rzeczy, które miały dopełnić nasze szczęście albo wręcz je dać. Jakże przyjemnie było niczego nie mieć! Nie było mi nigdy lepiej, niż kiedy szliśmy i tylko szliśmy. Mieliśmy mało, ale tylko tyle potrzebowaliśmy. Tak było najlepiej. Tak powinno zostać.

Posiadanie wartości podlegającej utracie musiało zrodzić strach i zrodziło. Zwykłam słuchać głosu rozsądku i ignorować ciało, ale i ciało potrafi się uprzeć na wyrażenie jakiejś treści, a kiedy to zrobi, nie da się jej doprawdy zignorować… Meble i książki, które darzę tak absurdalnie głębokim i wstydliwym sentymentem, nie będą za mną tęsknić; nie do końca są moimi przyjaciółmi – zamykam je i otwieram, kiedy chcę; milczą, kiedy sobie tego życzę – to ja udzielam im głosu. Pomagają mi tylko wtedy, kiedy chcę, żeby mi pomogły – to ja je uzdalniam do pomocy. Ludzie zaś swój głos mają i wolę, potrafią tęsknić… Jest mi przykro, że będę się musiała rozstać z moimi rzeczami, ale największą przykrość sprawia myśl o cudzej przykrości wywołanej naszym brakiem mimowolnym… To już właściwie nie jest przykrość – to jest ból.

Próbuję pokonać funkcjonujący we mnie „mit” własny (uzasadniony historycznie) i uznać fakt dostrzezony, zrozumiany, któremu mój mózg mimo wszystko uparcie zaprzecza, wypuszczając pewne komunikaty z przyzwyczajenia. Próbuję go zwalczyć otwartymi stwierdzeniami kierowanymi świadomie do osób trzecich, pragnąc, żeby je usłyszał i przyjął, ale nie chce. Żyję więc ze świadomością, że (nareszcie?) się boję, w przekonaniu (sic!), że się nie boję. I jak tu wierzyć umysłowi (temu upartemu kłamcy i utalentowanemu graczowi!), kiedy to za sprawą ciała znam prawdę? Ciało jest bardziej wiarygodne, jego twierdzenia (i przeczenia) niepodważalne, jego pytania (co najmniej) częściej zasadne, jego dowody oczywiste. Również dlatego chciałabym nie mieć ciała – żeby móc się skuteczniej okłamywać i w nieskończoność zniekształcać swój „wizerunek” we własnych oczach (nie, cudze nie mają większego znaczenia, ponieważ nigdy nie mogą być obiektywne – mogą wielbić, gdy nie jesteśmy tego warci, i nie dbać ani trochę, kiedy na to zasługujemy…).

Wyszukiwanie