Choroby serca

2011-02-14 09:04

Święto zakochanych jest dla zakochanych codziennie, tak samo jak samotni codziennie przeżywają samotność. Stąd też zakochani nie potrzebują żadnego dodatkowego święta, za to dla samotnych to święto jest udręką. Wszędzie jakieś życzenia, czkoladki-kwiatki, wyznania, plany kolacji przy świecach, tzw. wolne kawałki… Nagle ciągle rzucają się człowiekowi w oczy splecione dłonie, naturalne buziaki i bezwstydne młodzieńcze pocałunki uliczne (z wiekiem ludzie jakoś tracą potrzebę wychodzenia na ulicę ze swoją prywatnością i znajdują inne drogi dla zapewnienia siebie wzajemnie o tym, że się tego drugiego nie wstydzą).

        Poczucie samotności tego dnia jest w niektórych sercach jeszcze bardziej dojmujące niż zwykle. Wyobcowanie wzmaga się, nasila, uderza do głowy jak szampan albo gorączka. Zakochani widzą niewyraźnie, co robią, przez endorfiny czy coś równie enigmatycznego, co wyzwala się przy tej dziwnej sercowej chorobie serca. Samotni widzą niewyraźnie, co robią, przez łzy w swym odosobnieniu, rozpacz, że nie są kochani ani zakochani. Ale z drugiej strony zakochani widzą też szczególnie ostro, co czują, na takiej samej zasadzie, na której przy nadziei wzrasta wyczulenie na zapachy, a po stracie wzroku wyostrzają się pozostałe zmysły. Postrzeganie zmienia się jak od narkotyków. Ale i samotni mają tę niezwykłą wyrazistość czucia i czują silnie, jak dotyka ich bolesność własnego położenia, jak ich ono uwiera, jak im w-nim-z-nim niewygodnie; doświadczają niemiłosiernie jego kontrastu ze szczęściem wokół…

        Dziś bardzo wcześnie rano ktoś pofatygował się przywiązać do każdego ogrodzenia na naszej ulicy „zakochany” balonik. Ładne, kiedy się jest szczęśliwym, ale wolę sobie nie przypominać, co można poczuć, przechodząc taką ulicą w samotności, samemu będąc…

Wyszukiwanie

Niech żyje wolność słowa!

Nie znaleziono żadnych komentarzy.