Γνῶθι σεαυτόν (poznaj samego siebie)

2010-07-17 15:23

Ach... O ileż lepiej jest powiedzieć choćby i sto słów prawdy więcej, niż to jest niezbędne, niźli chociaż jedno pominąć! Źle kogoś zrozumieć[1] – najprostsza rzecz na świecie. Myśleć i postępować na podstawie nieprawidłowo wysnutych wniosków – najczęstsza pułapka. A dokąd nam tak spieszno, że szkoda nam czasu, żeby się upewnić co do tego, że obie strony wiedzą i rozumieją to samo przez to, co mówią? Czyżby do katastrofalnych nieporozumień? Do brzemiennych w skutki uzasadnionych nieprawdą wyborów? Do doskonalenia się w błędzie[2]? Do niepewności i zastanawiania się do końca życia, o co wtedy właściwie chodziło i czemu tak się stało?

        Co niektórzy pytają mnie, z jakiego powodu wciąż szukam odpowiedzi na pytania, które już dawno przebrzmiały. Otóż chodzi o to, że skoro ja je wciąż słyszę, to znaczy, że nie przebrzmiały ani trochę. Przeżywanie porażek jest nie mniej istotne od przeżywania sukcesów. A nawet zaryzykowałabym stwierdzenie, że jest ważniejsze. Każdy błąd można zamienić w sukces, dobrze go przeżywając, wkładając wysiłek w zniesienie jego skutków bez odurzania świadomości, w gruntowne zrozumienie jego istoty i nauczenie się tego o sobie, jak go więcej nie popełnić, jak pomóc nie popełnić go innym.

        Wchodziłam z różnymi ludźmi w rozmaite ryzykowne, głębokie, niebezpieczne wręcz relacje i czy one się kończyły obłędnym szczęściem, czy czarną rozpaczą, w miarę możliwości były (zwykle po jakimś czasie, bo to zdrowo najpierw trochę ochłonąć i pomyśleć, zanim się zacznie dyskutować) omawiane. To bardzo  trudna praktyka i nie przez każdego przyjmowana, ale gorąco ją polecam – byłoby świetnie, gdyby właśnie każdy ten wysiłek podejmował. Nikt, absolutnie nikt nie może nas nauczyć być lepszym człowiekiem od tego, komu wyrządziliśmy krzywdę i z kim nam się dawniej nie udało (w jakimkolwiek aspekcie związanym z po prostu bliską relacją), ponieważ on nas kocha(ł) i zna na pamięć błąd czy błędy, które popełniliśmy. Warto tego pokornie wysłuchać, tej litanii zażaleń, gdyż przeważnie widziało się to samemu zupełnie inaczej. Zestawienie takich obrazów jest nieprawdopodobnie konstruktywne. Co więcej, wiele wyjaśnia i bardzo zbliża, słowem, jest dobrym budulcem na twierdze przyjaźni.

        Potężne uczucia nie znikają ot tak, tylko zmieniają postać. Jeśli umierało się niegdyś z tęsknoty za kimś, a dziś już się z nim nie rozmawia, można łatwo ulec złudzeniu, że to już przeszłość i nie ma znaczenia, ale to niebezpieczny pozór, ponieważ – jak to zostało pięknie ujęte przez George’a Eliota w Middlemarch – our deeds still travel with us from afar, and what we have been makes us what we are (nasze czyny stale podróżują z nami z oddali i to, czym byliśmy, czyni nas tym, czym jesteśmy).

        W miłości żony do męża jest, dalej, ciągle coś fundamentalnego z miłości, której nauczyła się jeszcze od swojego pierwszego ukochanego (nie mylić z kochankiem, którego kryterium wyboru bywa różne). Nauczyciel uczy tego, czego został nauczony przez kogoś i czego sam się pod czyimś wpływem i okiem nauczył... No a każdy jest czasowo czyimś nauczycielem, bo przecież uczymy się od siebie i na sobie wzajemnie.

        Wraz z upływem czasu zacierają się negatywy i uwypuklają dobre wspomnienia. Kiedy emocji już nie ma, można spojrzeć na własną zdradę, głupotę, egoizm, żądzę, tęsknotę, ból, szkielet przyjaźni itp. jak na fotografię – z należytym dystansem i refleksją. I to jest dobry moment, żeby wrócić do siebie wtedy jako ja teraz, wziąć do ręki ból, który już nie boli, i smutek, który już nie smuci, obejrzeć je i, odczuwszy dla siebie samego współczucie, przytulić. To w tym momencie zaczyna się zdrowie. Jak powiedział Goethe, błędy człowieka czynią go sympatycznym.

 



[1] A jak powiedział Julian Tuwim, milczenie to tekst, który niezwykle łatwo jest błędnie zinterpretować.

[2] Żyć: doskonalić się w błędzie – Emil Cioran w Brewiarzu zwyciężonych.

 

Wyszukiwanie

Niech żyje wolność słowa!

Nie znaleziono żadnych komentarzy.